25 stycznia 2013

Rozdział 11






              Świat jeszcze pogrążony był we śnie, gdy w pokoju na poddaszu rozległ się ostry dźwięk budzika. Przerwał błogą ciszę panującą wewnątrz pomieszczenia, a drobną postać zawiniętą w zieloną pościel brutalnie wyrwał z objęć Morfeusza. Tylko przez krótki moment udało jej się zatrzymać to uczucie szczęścia, które towarzyszy każdemu podczas przyjemnego snu. Ulotniło się jednak równie szybko, jak szybko ulotniła się senna wizja, której nie potrafiła już odtworzyć. Jak zawsze zła na samą siebie, że i tym razem nie udało się zatrzymać fantazji choć na dłużej, odwróciła się na plecy. Wpatrzona w sufit przez moment leżała na wznak, pozwalając by czas leniwie płynął do przodu. Chociaż wytężała umysł, nie potrafiła przypomnieć sobie nic ze swojego snu. To od zawsze było jej utrapieniem, owszem w przypadku koszmarów fajnie było ich nie pamiętać po przebudzeniu się. Inaczej jednak, gdy otwierasz rano oczy, czujesz szczęście i rozkosz, ale nie potrafisz odtworzyć snu, który wywołał to niepowtarzalne uczucie. To było naprawdę irytujące i w przypadku Silje zdarzało się niemal zawsze.  
             Po kilku kolejnych sekundach odrzuca kołdrę, plącząc się w jej czeluściach i zmierza do łazienki. Mieszkanie na poddaszu ma swoje plusy w lato, kiedy temperatura na zewnątrz daje się we znaki, a tutaj panuje wtedy przyjemny chłód. Niestety inaczej działa to w zimie, kiedy przebywanie w tym miejscu nie należy do przyjemnych. Zwłaszcza z samego rana. Na palcach przebiega do łazienki, a chłód pod stopami momentalnie pobudza do życia. W lustrze wita ją zmęczona, lekko poszarzała twarz z odciskiem poduszki na lewym policzku. Potargane włosy  są dopełnieniem marnego obrazu, który w niczym nie przypomina uśmiechniętej dziewczyny, którą bywała najczęściej. Cóż, nikt z nas nie jest pięknością w trzy minuty po przebudzeniu, prawda? Wzdycha świadoma tego, że z lekko podkrążonymi oczyma nie jest Miss Finlandii, ale przecież nigdy takich ambicji nie miała.
             Pięć minut później jest już przed swoim rodzinnym domem, gdzie zaczyna codzienną rozgrzewkę. Dzisiejszy poranek wydaje się być jeszcze zimniejszy niż dwa poprzednie. Kilka podskoków i trucht w miejscu pozwala chociaż troszkę rozgrzać mięśnie. Rozciągając się w odpowiedni sposób, przygotowuje ciało do wysiłku, ale jednocześnie rozgląda się wokół siebie. Domy wciąż pogrążone są w ciemnościach, nie licząc ozdób świątecznych zdobiących budynki, które dawały jasną poświatę wzdłuż ulicy. Co robi większość ludzi w świąteczny poranek, kiedy nikt i nic nie przypomina im o obowiązkach? Z pewnością odpoczywa, a o tej porze zapewne większość śpi. Jednak Silje nigdy nie należała do większości, bo wyuczona przez lata własnego rytmu, znała poranki jedynie w takiej odsłonie.  Bieganiem rozpoczynała każdy dzień. I nie ważne, że był to ostatni dzień Świąt, które i tak w jej przeświadczeniu znów minęły zbyt szybko. Nawet nie zdążyła się porządnie rozpakować, a wybebeszona walizka,  pozostawiona przy łóżku, znów przypominała o tej konieczności.  Cóż życie sportowca miało swoje uroki, ale jednocześnie wymagało wyrzeczeń.
            Zerka na zegarek, który właśnie wskazuje 6:29 i 57 sekund. W myślach zaczyna odliczać, chociaż świadoma wcześniejszych rozczarowań, sama siebie próbuje przygotować na ewentualną powtórkę. Pełna napięcia wstrzymuje oddech i przygryza usta. Nie potrafi ukryć nadziei, która towarzyszy jej w tej chwili. Świadoma tego, że za sekundę może zostać pokonana, przysiada cicho w sercu, razem z nią odliczając.
Jeden
Dwa
Trzy
              Cichy dźwięk zegarka na przegubie, informuje ją iż właśnie wybiła 6:30. Godzina, w której zazwyczaj Olli pojawiał się w progu drzwi. Unosi wzrok w kierunku domu państwa Olli, ale tam panuje niczym nie zmącona cisza. Hipnotyzuje drzwi, by te siłą jej umysłu otworzyły się na oścież, a za nimi stanął Harri. Marzy, by tak jak zawsze przywitał ją z lekkim zaspaniem w oczach, ziewając parokrotnie i zarażając tym samym odruchem. Zironizował jej świąteczny nastrój i aby razem ruszyli ścieżkami, które tak dobrze znali. Wyczekuje jeszcze kilka kolejnych sekund, ale wkrótce musi przyznać rację cichemu głosikowi w jej głowie – Olli znów zrezygnował. Wkrótce, samotnie rusza przed siebie. Pogrążona we własnych myślach, przemierza znajome ścieżki. Trudno ukryć rozczarowanie, które w takiej chwili jest najgorszym towarzyszem. Pokonana nadzieja ulatuje gdzieś głęboko w serce, zapewne nie ma zamiaru wychylać się stamtąd w obawie przed kolejnym ciosem. Wspólne bieganie z Ollim było jednym z ich świątecznych rytuałów. To również uległo zmianie, podobnie jak wiele innych rzeczy, które po ostatniej rozmowie stały się trudniejsze i bardziej bolesne. Być może powiedziała wtedy o kilka słów za dużo, ale miała prawo do własnych osądów i to co postanowił przyjaciel w ogóle się jej nie podobało. Nie omieszkała wytknąć mu tych wszystkich dziewczyn, panienek na jedną noc, które były jedynie obiektem seksualnym. Jeszcze niedawno zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, były ładnym dodatkiem, ale szybko mu się nudziły i chyba sam stracił rachubę ile ich było. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć tego, że nagle zapragnął być przykładnym mężem i ojcem. Decyzję o ślubie uważała za zbyt pochopną, nawet jeśli powód ku temu był dość poważny. Dziecko, które nosiła Janna nie powinno płacić ceny za decyzje rodziców.

                W życiu każdego człowieka przychodzi chwila, w której wymaga się od niego odpowiedzialności i mądrości. Podjęcia odpowiednich decyzji tylko  dlatego, że jesteśmy dorośli. Sami odpowiadamy za swoje czyny i sami musimy ponosić ich konsekwencje. Efekty podjętych dziś decyzji, odczujemy dopiero później, za kilka lat, ale do tego czasu żyjemy z pytaniem co by było gdyby? Jakkolwiek postąpimy teraz, ta niewiedza będzie nas już zawsze prześladowała. Co jednak, gdy owa dorosłość nas przerasta? Kiedy konsekwencje podjętych kroków odbierają nam chwilowo zdolność jasnego myślenia, paraliżują niczym najstraszliwszy potwór z czasów dzieciństwa, wobec których zawsze pozostawaliśmy bezbronni. Zawsze z nimi przegrywaliśmy, z krzykiem biegnąc po kogoś dorosłego, kto odpędzał złe duchy, a w nas zasiewał ziarno bezpieczeństwa. Teraz jednak to ty jesteś rym Dorosłym, i to od ciebie wymaga się poczucia bezpieczeństwa.
           Olli nie należał do osób, którymi łatwo można manipulować. Przynajmniej w tamtym czasie tak sądził. Nie czuł się więc do czegokolwiek zmuszany, ani przez rodzinę czy wpajane mu przez dotychczasowe życie zasady. Tym bardziej, nie czuł się zmuszany do podjęcia odpowiednich decyzji przez samą Jannę, która w pewnym momencie wydawała się być nawet przerażona jego propozycją małżeństwa. A jednak, podejmując taką, a nie inną decyzję czuł się nieswojo. Pewien rodzaj niepewności wciąż był przy nim. Jemu samemu trudno było zdefiniować to uczucie. Swoiste pomieszanie miłości, odpowiedzialności i … zadośćuczynienia. Ofiarując jej perspektywę szczęśliwej rodziny, chciał nie tylko stworzyć dom dziecku, którego się spodziewała, ale też dać samej Jannie to czego sama nigdy nie miała. Z pewnością dom dziecka, w którym się wychowała nie był odpowiednikiem domowego ogniska i miłości, w której powinno wychowywać się dziecko. Nutka egoizmu jaka w nim drzemała, przypominała jednocześnie inny powód, dla którego podjął taką, a nie inną decyzję. Owszem, kochał Jannę i chciał, aby stali się rodziną, ale było coś jeszcze. Szczerze wierzył, że dzięki temu on sam, na zawsze odetnie się od tamtego Olliego, którym był jeszcze rok temu. Małżeństwo miało być dla niego drogą do ostatecznego rozrachunku z przeszłością.
              Silje miała rację co do tamtych dziewczyn, źle je traktował pozwalając, aby naiwnie wierzyły, że pokocha je ktoś taki jak on. Wtedy nie był zdolny do miłości w czystej postaci, lecz jedynie do seksualnego aktu, po którym czym prędzej wycofywał się we własny świat, gdzie nikt nie miał prawa wstępu. Dopiero Janna znalazła drogę do tego świata. Z nią było inaczej, ich związek trwał już kilka miesięcy i miał wrażenie, że ciąża jedynie przyspieszyła bieg wydarzeń. Bez względy czy stało by się to za pół roku, rok czy kilka lat to z pewnością tylko z Janną wyobrażał sobie przyszłość. Pozostawało jedynie przekonać o tym także i Silje, która uparcie zarzucała mu lekkomyślność. Nie potrzebował jej błogosławieństwa, ale dręczyła go sprzeczka w tej kwestii, która poróżniła ich na te kilka dni. Przede wszystkim bolała go świadomość, że nie ma jej przy nim, gdy układa mu się życie.
Pewnie dlatego dzień przed jej wyjazdem, postanowił przełamać milczenie.
            Kiedy wszedł do pokoju, siedziała na skraju łóżka. Wpatrywała się przed siebie, ale nieobecny wzrok świadczył o głębokiej zadumie. Skupiona na własnych myślach, nie od razu spostrzegła jego obecność. Dopiero, gdy zapukał upewniając się tym samym iż nie zatrzaśnie mu drzwi przed nosem, odwróciła głowę w jego stronę. Coś w wyrazie jej twarzy uświadomiło mu, że sekundę wcześniej odgrywał główną rolę w jej myślach, a teraz nagle zmaterializował się tuż przed nią. Lekko zaskoczona, szybko przybrała wojowniczą pozę. Z kolei jego skupiona, lekko spięta twarz nosiła jeszcze ślady ostrych słów przyjaciółki. Mimo tej z pozoru obrażonej miny, gdzieś w kącikach ust czaił się przyjacielski, rozdzierający ich kłótnię w drobny pył, uśmiech. Spokojnie czekała, aż usiądzie obok niej. Milcząc, zastanawiała się jak to jest, że kiedy milczał wściekała się na niego, nie przyzwyczajona do tych cichych dni pomiędzy nimi. Nienawidziła go za to, co powiedział, za to co planował i za to jak bardzo jego słowa były nieprawdziwe, chociaż on sam nie miał o tym pojęcia, bo niby skąd skoro ona sama zabrała mu tę szansę. Przez te kilka dni, gdy Olli uparcie ją ignorował, a ona sama chodziła jak struta mając wyrzuty sumienia, za to co powiedziała. Dziś wystarczyła tylko jego obecność, aby unieść się wysoko ku niebu i pozostać tam, by cieszyć się tym iż wreszcie raczył się pojawić. Milczała więc, mając pewność co do tego iż to Olli powinien wykonać pierwszy ruchu, do niego powinno tez należeć pierwsze słowo. Bo to on przerwał ich ostatnią rozmowę trzaśnięciem drzwiami i słowami, które wciąż brzmiały w uszach dziewczyny.
- Na pewno, jedziesz na zawody?
              Może nie do końca takich słów się spodziewała, ale ton głosu przykuł jej uwagę. Podniosła wzrok, pomiędzy palcami trzymał uniesioną za cienkie ramiączka czarną sukienkę. Kupiła ją już dawno temu, ale wciąż dobrze na niej leżała, była bodaj jedną z nielicznych sukienek, które z chęcią nosiła.
- Jakbyś nie wiedział, co dzieje się po zawodach – prychnęła, jednym ruchem szarpiąc za materiał i kryjąc ciuszek walizce, które spoczywała u niej stóp. 
               Aż za dobrze wiedział. pewnie odezwało się w nim uczucie niepokoju. Nie chciał, aby jego przyjaciółka była dla kogoś pokonkursową nagrodą. A taki właśnie charakter miała ta sukienka. Zakładając ją, do każdego faceta wyśle tylko jeden jasny komunikat.
- Wiem, ale ja nigdy nie brałem takich rzeczy ze sobą.
- I dobrze, masz okropnie krzywe nogi.
          Wypuścił głośno powietrze nagromadzone w płucach, aby tym samym wyrazić swoje niezadowolenie.
- Wiesz, o czym mówię.
            Oczywiście, że wiedziała. Olli jaki nikt inny przestrzegał ją przed takimi facetami. Jeszcze nie dawno sam należał do tej grupy, wiec tym bardziej zdawał sobie sprawę, jaki odzew będzie miała ta sukienka. Widząc zachowanie przyjaciela, sposób w jaki przedtem traktował dziewczyny spowodował iż znała ich sposoby na podryw. Pewnie to dzięki temu, Silje uodporniła się na nich.
- Wiem. Nie masz się czym martwić – powiedziała stanowczo, ucinając temat.
            Przez dłuższy moment pogrążyli się w ciszy. Napięcie poprzednich dni nieco zelżało, wszystko za sprawą kilku słów, które zdążyli ze sobą wymienić. Oboje odczuli ulgę z racji tego iż nadal potrafią ze sobą rozmawiać. Przez moment było tak jak zawsze. Ich słowne potyczki, wzajemne dogryzanie i oparcie w trudnych sytuacjach. To zawsze było filarem ich przyjaźni. Zdaje się, że zwłaszcza Silje o tym zapomniała. Chociaż ona, dla tej przyjaźni poświęciła znacznie więcej niż Olli.
- Przepraszam, za to co powiedziałem… o Larsie.
                 Jakby potrafił czytać w myślach. Ich oczy się spotkały i Silje dojrzała w nich skruchę. Podobnie jak ona, Olli także powiedział ostatnio zbyt wiele bolesnych słów. Oboje działali pod wpływem impulsu, który sami rozniecili zarzutami wobec siebie. Bolesność słów Harriego wynikała przede wszystkim z braku wiedzy, co do najważniejszego aspektu jej związku z Larsem. Teraz, gdy Olli przyznał się do błędu, jej samej także łatwiej było przeprosić. I chociaż wciąż nie zmieniła zdania co do postawy przyjaciela, to jednak zrozumiała, że nie tego się od niej wymagało w tej chwili. Teraz powinna być przede wszystkim przyjaciółką i wspierać Olliego.
- Ja też nie powinnam.... Nawet jeśli chcesz zmarnować sobie życie – znów niebezpiecznie zbliżyła się do trudnego tematu. Miała świadomość iż znów zaczyna używać słów, których w tej chwili nie powinna. – jeśli uważasz, że to najlepsze wyjście, to muszę się z tym pogodzić – wzruszyła ramionami.
Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy daleki był od oblicza człowieka szczęśliwego.
- Chciałbym, abyś była przy mnie.
Delikatnie musnął dłoń dziewczyny, prosząc w ten sposób o wsparcie z jej strony.
- Będę. Jak zawsze.
            Wiedziała, że takim zachowaniem niczego nie zmieni, a tym bardziej nie przekona go do zmiany decyzji. Musisz przestać naciskać, zmienić taktykę – podpowiadał jej cichy głos.
Jedyne co jej pozostało, to zastosować się do tej rady. 

~....~ 
 
Coś w tym rozdziale sprawia, że jestem z niego dumna :-)

18 stycznia 2013

Rozdział 10





                     Z wielką ulgą powitała widok swojego domu. Uczucie tęsknoty nieco zelżało, gdy wreszcie mogła odetchnąć powietrzem, które nosiło ślady znajomych zapachów. Przebywała poza domem ostatnie cztery długie tygodnie, cały miesiąc, podczas którego tak wiele się wydarzyło. Była szczęśliwa, że wreszcie jest w domu. Nawet wielka zaspa w miejscu, gdzie zazwyczaj parkowała samochód nie popsuła jej humoru. Wysiadając z zielonej taksówki, kierowca przeklinał w swoim ojczystym języku, którego Silje nie rozumiała, była jedynie wdzięczna, że chociaż podstawowa znajomość fińskiego pozwoliła mu bezpiecznie dowieźć ją na miejsce. Wręczając niewielki napiwek, który powitał z grymasem na twarzy, miała nadzieje, że tąpnięcie jakie zaserwował walizce ów kierowca, nie zaszkodziło porcelanowej filiżance. Jej bagaże skrywały w tej chwili najpiękniejsze bibeloty, jakie kupiła we Włoszech, gdzie spędziła ostatnie cztery dni. Biorąc pod uwagę tempo życia w jakim teraz żyje, to niemal cud, że udało jej się sprawić wszystkim swoim bliskim prezenty pod choinkę. 
                    Przekroczyła zaspę i chwytając walizkę, skierowała się w stronę wejścia. Świadoma obserwacji z okien domu po lewej stronie, czym prędzej czmychnęła do środka. W domu, tak jak się spodziewała panował pozorny spokój, ale była pewna, że za kilka godzin ich dom wypełni się sporą ilością ludzi, których nie widziała od przeszło miesiąca, niektórych nawet dłużej. Właśnie za to kochała Święta, to jedyny czas, kiedy cała rodzina zasiada przy jednym stole, a dawno nie widziani krewni nawzajem się odwiedzają. Bolesna była jednak świadomość, że będzie mogła się nimi nacieszyć tylko przez trzy kolejne dni. Taszcząc ciężką walizkę, weszła do swojego pokoju nawet nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi. W myślach przygotowywała się na konfrontację jaka niewątpliwie ją czekała.
                     I rzeczywiście, tak jak przeczuwała nie minęło nawet pięć minut, gdy na schodach usłyszała ciche kroki, a sekundę później kątem oka zaobserwowała zarys sylwetki. Wiedziała, że przyjdzie za nią. Stał w progu, zaznaczając swoją obecność mocnymi, męskimi perfumami, przez które często bolała ją głowa, a także irytującym pukaniem w drewniane drzwi z plakatem Justyny Kowalczyk – jej idolki.
- Co, to miało być?!
Ignorowała go, milcząc, wzruszyła jedynie ramionami.
- Unikasz mnie?
Roześmiała się, nieco nerwowo.
- Ostatni miesiąc spędziłam poza domem, jak myślisz?!
             Chociaż starała się, aby ton jej głosu był sarkastyczny, rozbawiony, to jednak nie udało się ukryć złości jaka w niej drzemała. Kiedy podniosła wzrok, dostrzegł kłamstwo, którym próbowała go nakarmić. Te dwa aspekty jej duszy, oczy i głos nie współgrały ze sobą, od razu demaskując blef. Wystarczyło dowiedzieć się, dlaczego mydli mu oczy.
- A to przed domem, to co to było? Nowa forma Dzień Dobry – zakpił, nie dając jej spokoju.
- Nie zauważyłam cię… - powiedziała, na wszelki wypadek odwracając wzrok.
Tym razem to Olli się roześmiał.
- Nie widziałaś?! Si. spojrzałaś na mnie i uciekłaś do domu!
                 Oczywiście, że go zauważyła. Od pierwszej chwili, gdy taksówka wjeżdżała na podjazd, kątem oka obserwowała dom sąsiadów. Widziała jak brązowa, wełniana czapka, którą nosił od kilku lat miga w oknie kuchni, by następnie w korytarzu dołączyć do czerwonej kurtki, w której i ona parokrotnie ogrzewała swoje zmarznięte ciało. W tamtej chwili mogła założyć się sama z sobą, że zapomniał o odpowiednich butach i wychodząc utknął po kostki w śniegu, w swoich wysłużonych domowych kapciach. Tego nie dostrzegła, bo była już w połowie drogi do swego pokoju, gdzie teraz toczy się ta irracjonalna rozmowa. Tymczasem Olli czekając na odpowiedź, przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku, tuż obok na wpół wybebeszonej walizki. Wyczekujące spojrzenie miało zmusić ją do rozmowy, ale zwłaszcza dzisiaj nie miała na to ochoty. Nie po dwunastogodzinnym locie i godzinnej podróży w towarzystwie gadającego bez przerwy taksówkarza. Była wykończona, a po ciężkich zawodach bolał ją każdy mięsień i marzyła jedynie o gorącej kąpieli i śnie.
- Wiesz, że mogę tutaj siedzieć do jutra – oznajmił. Nie dała się sprowokować, obrzuciła go jedynie długim spojrzeniem, kryjącym w sobie sporą dawkę rozdrażnienia. – Ok. jeśli moja obecności ci nie przeszkadza, to w takim razie muszę posłać ci moje nie zawodne karcące spojrzenie – dodał, natychmiast przystępując do wykonania zadania.
Nerwowo odrzuciła pokrywę walizki.
- Dobra, zrobiłam to specjalnie, zadowolony.
                   Dziewczyna spogląda na niego, tym razem zaszczycając go nieco dłuższym spojrzeniem. Ostatkiem drzemiącej w niej złości, powstrzymuje się przed parsknięciem śmiechem widząc zasypane śniegiem kapcie chłopaka. To zadziwiające jak dobrze można poznać człowieka, prawda? W innych okolicznościach pewnie roześmiałaby się na ten widok, ale niestety nie tym razem. Olli chyba też dostrzega trudność sytuacji w jakiej się znaleźli, bo zamknął rozdziawione wcześniej usta, przełknął ślinę i na moment jego twarz znów przybrała znajomy wyraz twarzy.
- Specjalnie, nie rozumiem – kręci głową z lekkim niedowierzaniem.
- Czemu mnie to nie dziwi? – prychnęła ze złością, wyrzucając dłonie w geście złości. – Wy, faceci, macie inne spojrzenie na sprawy informacyjne…- zmarszczył czoło, jak zawsze gdy nie wiedział o czym mowa. Już dawno nauczył się, że w pewnych kwestiach różnią się między sobą i trudno jest im się porozumieć. Kobiety i mężczyźni mają zupełnie inny język, którym tylko w nielicznych sytuacjach są w stanie się dogadać.
- Jako twoja przyjaciółka, miałam nadzieje, że zasługuję na coś więcej niż wzmiankę w telewizji o twoim ślubie! – wybuchła.
- A więc, o to chodzi.
Kiwnęła głową, a kilka jasnych kosmyków zatańczyło wokół buzi.
- Właśnie o to. Zamierzałeś mi powiedzieć…
             Znów ją minął i bez słowa wyszedł na taras. Za plecami poczuła mroźne powietrze, gdy na moment uchylił drzwi. Po sekundzie wrócił, nieco spięty i z uśmieszkiem na twarzy, którym próbował nadrabiać zdenerwowanie. Wiedziała po co poszedł, a raczej w jakie miejsce. Jako dzieci zbudowali prowizoryczne skrzyneczki, które służyły im do przechowywania listów, czy innych cennych rzeczy. Kiedyś chowali tam papierosy, jeszcze na długo przed tym, jak odkryli ich szkodliwość, a także skargi pisane od nauczycieli, o których rodzice nie zawsze się dowiadywali. Było też w nich kilka kartek walentynkowych, wciąż przez nią przechowywanych, ale już w miejscu, do którego nikt nie miał dostępu.
- Zostawiłem to kilka dni temu, nie byłem pewien czy znajdziemy czas w święta… - powiedział wręczając jej białą kopertę.
                      A więc to się już dzieje – mówił głos w jej głowie. Jej najlepszy przyjaciel już teraz wątpi w to, czy podczas Świąt znajdą dla siebie chwilę czasu, a przecież niegdyś było zupełnie inaczej. Obracając kopertę w dłoni, zastanawiała się, czy głos ma rację. Nie musiała otwierać, aby wiedzieć co znajdzie w środku idealnie białej koperty. Jej świadomość sama podsunęła odpowiedź, mimo iż była przygotowana, to jednak widok ślubnego zaproszenia wywołał skurcz w sercu.
- Więc, to jednak prawda…- szepnęła, jakby ta wiadomość, która teraz nabrała realnego kształtu pozbawiła ją resztek sił. Pokiwał głową, jakby to było coś normalnego. Może i było, ale nie dla niej. W jej mniemaniu nie jest normalne to, że zaledwie po pół roku, facet, dla którego dziewczyny były jedynie obiektem seksualnym, kolejną zaliczoną pozycją na długiej liście podbojów miłosnych, nagle zapragnął zostać przykładnym mężem.
- Nie sądzisz, że to trochę za szybko…
            Uśmiechnął się pobłażliwie. Miała świadomość, że mówi jak matka nastolatki, która nagle oznajmia iż wychodzi za mąż.
- Jesteśmy razem już pół roku.
- Tak, ale… pomyśl jak było jeszcze niedawno – chwytała się każdego argumentu, którym mogłaby nakłonić przyjaciela do zmiany decyzji, a przynajmniej odłożenia jej w przyszłość.
- Wiem, w dużej mierze to właśnie Jannie zawdzięczam to, jak bardzo się zmieniłem.
               Zignorowała kolejny bolesny skurcz, kiedy nie wymienił jej. Przecież zanim poznał Jannę, to ona była przy nim. Czy jej nie należą się także jakieś podziękowania?
- To jednak nie powód, żeby się od razu z nią żenić!
Podniosła głos, wstając gwałtownie.
- Masz rację – przyznał. -… ale jest jeszcze coś.
              W jego roziskrzonych oczach ujrzała odpowiedź, ale dopiero gdy te dwa słowa wybrzmiały swoim echem, zdała sobie sprawę, że od tej chwili wszystko się zmieni. Właśnie traci przyjaciela. Bezpowrotnie. 
~...~
 

10 stycznia 2013

Rozdział 9






               Nie należał do osób cierpliwych, więc kolejny kwadrans, który upływał w małym pokoiku wydawał się być wiecznością. Zwłaszcza, jeśli przez szklane drzwi dostrzegał znajomą sylwetkę. Tłum gęstniał z minuty na minutę, ale ona wybijała się na jego tle. Nie chodziło o sam aspekt wzrostu, który zawsze ją wyróżniał. Trudno było nie zauważyć krótkich, czarnych niczym smoła włosów, postawionych na baczność jak maszt na statku. Zdecydowanie jednak wolał tę czerń od bladoróżowych pasemek, którymi przywitała go przed trzema miesiącami. Nauczył się już akceptować jej wariacje, nie tylko te fryzjerskie, którymi próbowała wynagradzać sobie bolesną przeszłość.
              Na ustach pojawia się leniwy uśmiech, gdy dziewczyna po drugiej stronie szkła lustruje gniewnym wzrokiem chłopaka, który sekundę wcześniej ją potrącił. Zapewne niechcący, ale karcący wzrok nakazuje przeprosić. I to też czyni, chociaż tutaj nie dociera żadne słowo, jedynie triumfalny uśmiech brunetki i nieme słowo zdziwionego blondyna. Nieznajomy odchodzi w asyście wciąż wrogiego spojrzenia, a on ma ochotę roześmiać się w głos. Z uwagi jednak na okoliczności, nie czyni tego. Zamiast tego wciąż bezkarnie ją obserwuje, w tej chwili ma tę drobną przewagę. Tymczasem ona coraz bardziej zniecierpliwiona, rozgląda się wokół. Czekoladowe oczy taksują otoczenie uważnym wzrokiem, a palce kurczowo zaciskają się na barierce. Zagryza drobne usta, którymi tyle razy doprowadzała go do szaleństwa. Znak, że coraz bardziej się denerwuje. Znów zerka na przegub dłoni, na której w świetle jarzeniówki błyska bransoletka – prezent na ostatnie urodziny- by sprawdzić czy aby się nie spóźniła. Zmarszczone brwi jednoznacznie wskazują iż jest na czas, a pytające spojrzenie zdaje się krzyczeć „coś się stało”. Pewnie zauważyła już, że tylko jego brakuje. Wszyscy przeszli już kontrolę, podczas gdy jego zatrzymano pod pretekstem „wyjaśnień”. A więc od dłuższego już czasu, tłumaczy się z zawartości walizki, w której podejrzenie wygląda porcelanowy wazon- kolejny prezent dla ukochanej. Obiecał sobie, że ten nie podzieli losu poprzednika. W jego mniemaniu było absurdem trzymanie go tutaj, ale nawet zapewnienia trenera na nic się zdały i strażnicy po prostu musieli wykonać swoje zadanie.
                 Widok ukochanej zawsze wywołuje w nim radość i wypełnia serce ulgą. Nawet teraz, gdy coraz bardziej poirytowany zachowaniem strażników, ma ochotę dać upust swoim emocjom, jedno spojrzenie, nawet tak odległe, w jej łagodne oczy sprawia, że wciąż siedzi spokojnie. Wystarczy, że jest. Nie ważne czy wraca z samego rana, czy w środku nocy. Jest zawsze, gotowa pocieszyć go po przegranej lub razem z nim świętować zwycięstwo. I chociaż tych ostatnich, wciąż jest jak na lekarstwo, to jednak w jej towarzystwie nawet porażki smakują inaczej. Nieodłączny element każdego z jego powrotów. Nawet teraz, gdy zegar wskazuje prawie dwudziestą drugą, a samolot ma półtorej godziny opóźnienia, wciąż czeka. Jak zawsze stoi tuż przy rozsuwających się co chwila drzwiach, przez które przewijają się tysiące ludzi takich jak on. Podróżników, dla których lotnisko to niemal jak drugi dom.
                   Na skupionej twarzy pojawia się ciepły uśmiech, ona sama też jakby cała zaczyna promienieć. Instynktownie odwzajemnia ten gest, ale dopiero po chwili uświadamia sobie, że przecież nie mógł być on skierowany do niego. Dla jej wzroku wciąż pozostawał niewidzialny. Dopiero teraz dociera do niego, że dziewczyna z kimś rozmawia, ale zza pleców strażnika nie dostrzega drugiej postaci. W tej chwili w zasięgu jego wzroku znajduje się jedynie sylwetka dziewczyny, która zaczyna żywo gestykulować, co jakiś czas milknąc, by zapewne wysłuchać drugiej osoby. Skupiona na rozmowie, nie zapomina co jakiś czas zerknąć w jego kierunku, wyczekując momentu, w którym pojawi się obok. Potakuje, a długie kolczyki wysmuklające łabędzią szyję, kołyszą się w tym samym rytmie. Pokochał w niej tę otwartość, bo to ona sprawiła, że stworzyli udany związek. Był z niej dumny, znając bolesną przeszłość tym bardziej doceniał w niej uczucia jakimi go obdarzała. Uczucia, których nie zabiły nawet wydarzenia z jakimi musiała się mierzyć w przeszłości. Niejednemu zabrakłoby sensu życia, niejeden poddałby się i przegrał zanim na dobre rozpoczęła się walka. Ona jednak znalazła w sobie dość siły, by walczyć. A każdy dzień jest jej kolejnym zwycięstwem.
Pogrążony w swoich refleksjach, dopiero po chwili zauważa, że strażnik uchylił się lekko, dzięki czemu wreszcie dostrzega z kim rozmawia jego ukochana. Niestety widok ten, nie napawa go radością, wręcz ma ochotę wybiec i jednym ruchem pięści, którą zaciska z bezsilności, zaznaczyć swoje terytorium.


                      Dziewczyna obok wydaje się być znajoma. Ingrid – tak się przedstawiła kilka minut wcześniej. I chociaż w myślach powtarzał to imię jeszcze wielokrotnie, starając się przypasować je do wcześniej poznanych osób, to jednak pamięć wciąż płatała mu figle. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że skądś tę dziewczynę znał. Rozum podpowiadał mu, że kiedyś już się spotkali, ale większość osób, które poznawał w swoim życiu popadało w zapomnienie. Najwyraźniej Ingrid należała również do tej grupy. Chociaż sam siebie złapał na myśli, że nie powinien przejść obok niej obojętnie. Natura starego Olliego wzięła górę i dyskretnie, na ile pozwalał mu bliski kontakt z nieznajomą, uważnym wzrokiem otaksował jej drobną sylwetkę. Kiedy idąc w górę pośpiesznym wzrokiem napotkał twarz, na której widniał cień uśmiechu wiedział już, że dziewczyna liczyła na taką właśnie reakcję z jego strony. Lubił, kiedy dziewczyna była świadoma swoich wdzięków, ale jednocześnie nie popadała w narcyzm. W sposobie w jaki się speszyła pod wpływem jego wzroku, odkrył pokłady niewinności i ani śladu narcyzmu. Zdecydowanie Ingrid taka właśnie jest, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
                 Ciemne oczy wpatrują się intensywnie w jego źrenice, chłonąc każde wypowiedziane słowo. A ciepły, kojący głos z domieszką dziwnego akcentu rozbrzmiewa wokół. To ona pierwsza go zaczepiła, gdy niepostrzeżenie próbował wyjść z lotniska. Starał się być jak najbardziej anonimowy, aby w miarę szybko dotrzeć do domu, gdzie czekała go poważna rozmowa z Janą. Kolejna w przeciągu ostatnich tygodni, miał wrażenie że ich rozmowy dotyczą już tylko jednego tematu, a właściwie dwóch, które nierozerwalnie są ze sobą połączone. Tak więc mimo usilnych prób, Ingrid go rozpoznała. Gratulując udanych skoków pierwsza zaczęła rozmowę, która nieco się przedłużała, ale była bardzo przyjemna. Obiecał Janie i rodzicom, że prosto z lotniska przyjedzie do domu, w tym celu odrzucił nawet zaproszenie na wigilię organizowaną przez związek. Zresztą, nie bardzo uśmiechało mu się świętowanie w towarzystwie Hansa i podobnych do niego typków. Jako, że miał poważny powód swojej nieobecności, postanowił bez żadnych wyrzutów sumienia go wykorzystać.
             Komplementy z jej ust wydają się być szczere, bez cienia platonicznej czy szaleńczej miłości fanki do swego idola. Nie musiał pytać z jakiego powodu tutaj jest. Częste podróże nauczyły go odróżniać ludzi oczekujących na samolot, od tych, którzy czekają na powrót kogoś bliskiego. Zdecydowanie Ingrid należała do tej drugiej grupy. Zdradzał ją rozbiegany wzrok i wpatrywanie się tęsknym spojrzeniem w lustrzane drzwi za każdym razem, gdy te się rozsuwały. Mimo tej czynności powtarzanej milion razy na sekundę, nie traciła zainteresowania jego osobą. Zadziwia go jej obszerna wiedza na temat skoków, dość dobre zorientowanie w sprawach, które dla zwykłych ludzi nie są dość zrozumiałe. I kiedy już na końcu języka ma pytanie odnośnie tej wiedzy, jej twarz rozjaśnił anielski uśmiech, a oczy powtórzyły ów gest. Jeśli prawdą jest, że człowiek uśmiecha się również oczyma to właśnie tego doświadczył.
                 Olli odwraca się do tyłu, gdzie tkwi wzrok dziewczyny. Ale w przeciwieństwie do niej, nie uśmiecha się. Zastyga w bezruchu, mimo iż wewnętrzny głos nakazuje mu odejść. Jego twarz odzwierciedla teraz taki sam grymas, jaki widnieje na twarzy Mattiego, który zbliżał się do nich coraz szybciej.

          
              Od dziecka marzyła, by kiedyś grzać się w blasku reflektorów. Wciąż pamięta czasy, gdy jako sześciolatka ubierała się w sukienki swojej starszej siostry, malowała kosmetykami mamy i próbowała utrzymać równowagę w jej niebotycznie wysokich szpilkach. Nie sposób policzyć siniaków, które regularnie sobie nabijała, przewracając się podczas tej nauki. Do dziś nienawidzi szpilek, które zakłada tylko przy naprawdę specjalnych okazjach. Za każdym razem przypłacając to otarciami i pęcherzami. Nigdy bowiem nie zdołała opanować tej kobiecej sztuczki.
Jej dziecięce fantazje przeszły wiele ewolucji, ale zawsze sprowadzały się do jednego. Przed lustrem odgrywała różne role, uśmiechając się do swego odbicia niczym największa gwiazda. Być może właśnie te dziecięce marzenia sprowadziły na jej życie ciemne chmury, z których wielokrotnie padał deszcz cierpienia i bólu. To właśnie one nie spełniły się przez brutalny świat, w którym żyła. Zawsze  były w niej, przeżywały wszystkie lata upokorzeń, tkwiąc w jej duszy niczym kolce.
                 Dużo czasu zajęło jej stanie się na nowo sobą. Zaakceptowanie tego co było i nauka patrzenia na świat z optymizmem, którego wcześniej jej brakowało. Doskonale wie kim jest i czego chce od życia. W tej chwili jedyne o czym marzy to dotyk dłoni Mattiego, którego naburmuszona mina nie wróży niczego dobrego.
- Witaj skarbie – zdołała powiedzieć, zanim wbił się w jej usta.
              Kocha go za to, że nawet w obecności tysiąca innych osób, mniej lub bardziej im znajomych, potrafi w jednym geście wyrazić całą swoją miłość do niej. Ma gdzieś czy ktoś na nich patrzy, wytyka palcami czy wywraca oczyma w geście dezaprobacji. Tym razem jednak w tym pocałunku jest coś innego. Władcze dłonie przyciskają  mocno jej ciało, niemal czuje jak palce kurczowo zaciskają się na kruchych kościach. Typowy samiec. Oczywiście, że chciał w ten sposób pokazać Olliemu, że dziewczyna, z którą przed chwilą rozmawiał jest zajęta.
To także ważny, jeśli nie najważniejszy element jej teraźniejszego życia. Świadomość bycia kochaną. Matti odegrał znaczącą rolę w jej przemianie, podobnie jak Olli, który mimo wszystko nie rozpoznał w niej tamtej dziewczyny. Tego jednego była pewna, że w tej nowej osobie, którą się stała nie dostrzegł cienia tamtej, sprzed kilku miesięcy.

~…~
Witam serdecznie w Nowym Roku :-)
Dziś troszkę więcej o postaciach drugoplanowych, ale jak sami widzicie bardzo ważnych postaciach :D