26 lutego 2013

Rozdział 13




            Już od pewnego czasu miała konkretny, jasno nakreślony plan na najbliższe kilkanaście miesięcy. Każdy kto ją znał, wiedział że swoje plany zawsze realizowała, bo słomiany zapał nigdy nie był jej przyjacielem. Jeśli coś sobie postanowiła, to prędzej czy później docierała do celu. To głównie dzięki twardej szkole jaką dostała od życia, wypracowała w sobie cierpliwość i dyscyplinę w stosunku do założeń, które sobie obierała. Wiedziała, że tylko w taki sposób to wszystko zaprocentuje. Wielu mogło pozazdrościć jej determinacji z jaką walczyła, aby wygrać. Choć w tym jednym, konkretnym przypadku nie były to jakieś spektakularne działania, ale bardziej subtelne i na pozór nic nie znaczące, to jednak z każdym kolejnym krokiem przybliżały ją do szczytu. Kilka miesięcy temu postanowiła stanąć na ślubnym kobiercu u boku samego Harriego Olli, z którym wtedy dopiero zaczynali tworzyć zalążki związku. A teraz wszystko wskazywało na to, iż kolejna ambicja zostanie zrealizowana. Oczywiście jak w każdym przypadku wymagało to dużego zaangażowania z jej strony, bowiem Olli jako typowy facet, nie od razu odgadł jej zamiary.
Dziecko?
              Tego nie obejmował jej misternie utkany plan, więc tym większe zaskoczenie przeżyła, gdy okazało się, że jest w ciąży. Tyle tylko, że to nie pierwszy raz gdy los zdecydował za nią, a ona mogła jedynie się mu podporządkować, krzyczeć i przeklinać w chwilach samotności, ale grać uśmiechniętą matkę w otoczeniu innych. Świadoma była iż właśnie ta wiadomość znacznie wpłynęła na Olliego. Z pewnością, gdyby nie dziecko, jeszcze długo przyszło by jej czekać na jakąkolwiek deklarację ze strony chłopaka. Czas uciekał, a przecież ona nie mogła sobie pozwolić na czekanie. Zbyt wiele już poświęciła, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jest teraz. Nie mogłaby zrezygnować teraz, gdy znajdowała się tak blisko. Nie mniej jednak dziecka – nigdy nie było w planach! Pewnie dlatego daleka była od entuzjastycznej reakcji, gdy ujrzała owe dwie kreski na maleńkim przedmiocie. Płakała, ale nie były to łzy szczęścia, bo oto wpadła we własne sidła. Zastanawiała się wtedy, czy aby cena jaką przyjdzie jej zapłacić będzie adekwatna do nagrody, jaką otrzyma w dniu ich ślubu. Czy zdolna będzie do aż takiego poświęcenia? Widząc jednak reakcję Olliego, zgoła inną niż jej własna, wiedziała iż właśnie dzięki temu ma go na wyciągnięcie ręki. I kiedy włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy, byłą już pewna, że od chwili absolutnego szczęścia dzieli ją zaledwie kilka małych kroczków. 
To właśnie on uparł się, aby towarzyszyć jej podczas pierwszej wizyty u lekarza, ale dzięki temu Janna mogła odwlekać ten moment i powoli oswajać się z myślą iż zostanie matką. Nie było to łatwe, bo nikt jej nie nauczył jak pokochać tę małą istotę, która rosła pod jej sercem. Wychowana w domu dziecka, daleka była od bycia wzorową matką jaką kiedyś, w dalekiej przyszłości chciała zostać. Nie pozostało jej nic innego jak tylko zaakceptować to, co zesłał jej los chociaż tak naprawdę była przerażona wizją przyszłości. Przecież to wszystko nie tak miał wyglądać. Drżała na samą myśl o perspektywie zachwycania się czarno-białą fotografią maleńkiej fasolki, którą w tej chwili było ich dziecko. Nie była pewna, czy stać będzie ją na taką grę. Instynkt macierzyński, jeśli w ogóle takowy posiadała, to był głęboko w niej samej i za nic w świecie nie chciał ujawnić się w tamtym czasie. Do tej pierwszej, wyznaczonej na ostatni tydzień stycznia, nie dane było im doczekać. Wszystko zmieniło się właśnie tamtego dnia, kiedy nagle Janna zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jej uczucia wobec rosnącej w niej istoty są nieco inne niż próbowała sobie wmówić sama. Przecież wszystko zmienia się w obliczu zagrożenia, nagle człowiek uświadamia sobie co tak naprawdę czuje i jak ważne jest dla niego coś, czego tak naprawdę jeszcze nie ma, ale co może stracić w każdej chwili. Bo dopiero w chwili, kiedy przytulasz własne dziecko i czujesz jego słodki ciężar, wiesz że oto jest w twoim życiu Ktoś najważniejszy, dla kogo będziesz w stanie do największych poświęceń. Taka nagroda warta była każdego cierpienia.
Niestety Jannie, nie dane było tego przeżyć. Przynajmniej nie w tamtym czasie.
              Siedząc w zatłoczonej poczekalni szpitala, w zupełnie nieznanym jej kraju, gładziła z czułością swój wciąż płaski brzuch. Nie podejrzewała siebie o taki przypływ uczuć, ale chyba właśnie wtedy jej instynkt macierzyński dał o sobie znać. Patrzyła na swoją dłoń, która powolnie sunęła po cienkim materiale, lekko łaskocząc skórę pod nim. Nie mogła uwierzyć, że to jej własna, nienarzucona przez nikogo reakcja. Przez moment miała ochotę wykrzyczeć całą prawdę, tylko po to aby oszczędzić dziecko. Właśnie taki wpływ ma na człowieka zagrożenie. Pamięta, że jeszcze sekundę za nim jej ciało zetknęło się z twardą ziemią, oczyma wyobraźni ujrzała ich właśnie w tym miejscu. Oczywiście Olli wyrzucał sobie brak odpowiedzialności, najpierw za pomysł wspólnego wyjazdu na konkursy do Polski, a później tamtego spaceru, podczas którego tak niefortunnie upadła. Ale przecież tak naprawdę nikt nie był winny temu, że akurat w tamtym miejscu się poślizgnęła. Ani też tego, że próbował ją chronić. Doskonale zdawała sobie sprawę skąd pomysł, aby mu towarzyszyła. Chciał odsunąć jej myśli od listu, który znalazła w szufladzie starego biurka. Myślał, że to doskonała kryjówka, ale okazało się zupełnie inaczej. Całe szczęście nie znalazła ich wszystkich, a jedynie ten ostatni, który był najgorszym jeśli chodzi o treść. Bezpieczeństwo jakie chciał jej zapewnić, okazało się nie wystarczające, a spokój jaki miał jej zaoferować przyniósł więcej szkody niż pożytku. Kwestia bezpieczeństwa naszych bliskich jest bowiem pojęciem względnym. Chroniąc ukochaną osobę przed jednym, nieświadomie możemy sprowadzić na nią inne niebezpieczeństwo.
Znacznie gorsze niż to pierwotne.
             Siedział obok niej, bo tylko to mógł w tamtej chwili zrobić. Być przy kobiecie, którą pokochał i oczekiwać na być może najgorsze słowa jakie przyjdzie mu usłyszeć z ust obcego człowieka. Z czułością gładził jej dłoń, ale ze wzrokiem wbitym w podłogę jakby obawiał się spojrzeń, w których od razu odkryłaby jego najbardziej pesymistyczne myśli. Chciał być dla niej oparciem, ale prawda była taka, że bał się równie mocno jak ona. Kiedy oczekiwali na chwilę, gdy lekarz wreszcie zawoła ich do gabinetu nadzieja jeszcze w nich żyła, ale z każdym kolejnym oddechem i nawracającą falą bólu jaki odczuwała Janna, bladła aż wreszcie pozostała jedynie wątłą iskierką. Ale nawet ona wciąż trzymała ich na duchu, bo łatwiej było się jej uchwycić i czekać.
Zdecydowanie trudniej było usłyszeć wyrok. 

             Jakąś godzinę później, kiedy wreszcie dotarł do hotelu i na nocnej szafce odnalazł swoją zapomnianą komórkę, od razu zaczął wydzwaniać do Janny. To ona pierwsza opuściła gabinet lekarza, wybiegła zrozpaczona jakby upadek w ogóle nie miał wpływu na jej zdrowie. Oszołomiona nawet nie wzięła torebki, którą Olli ściskał wciąż w lewej dłoni, a w której schował recepty i lekarskie zalecenia. Kilka głuchych sygnałów i wreszcie jej wesoły głosik, informujący go o konieczności pozostawienia wiadomości. Najwyraźniej wyłączyła telefon, a on nie wiedział, gdzie tak naprawdę miał jej szukać. Zakopane to dość rozległa miejscowość, pełna miejsc, których nie znał on, a tym bardziej Janna.
            Zły i rozgoryczony rzucił torebkę, która upadła na ziemię tuż obok dopiero co zdjętej kurtki. Przysiadł na tapczanie, splatając dłonie na karku wyczekującym wzrokiem spoglądał na drzwi, za którymi miał nadzieje za sekundę pojawi się dziewczyna. Nie powinien jej w ogóle tutaj zabierać, pomyślał. Ukrywając listy, nie sądził by ktokolwiek mógł je odnaleźć. Sama świadomość ich obecności w tamtym miejscu spędzała mu sen z powiek ilekroć zasypiał we własnym pokoju. Mógł tylko się domyślać, do czuła Janna, gdy znalazła ostatni z nich. Roztrzęsiona tuliła się do niego tamtej nocy, a on próbował spokojnymi słowami zapewnić ją, że zdoła sobie sam poradzić z tym problemem. Następnego dnia, po nieprzespanej nocy zaproponował wspólny wyjazd i nawet jeśli domyślała się powodu, dla którego miałaby z nim jechać, entuzjastycznie się zgodziła. Tak więc wspólny wyjazd wydawał się tym, co w tamtej chwili było najlepszym dla obojga. Olli miał Jannę na oku, przekonany był iż w ten sposób zapewni jej bezpieczeństwo. Stało się inaczej. Teraz już nie miał litości dla tego, kto bawił się jego kosztem. Zaślepiony zemstą nie słyszał cichego głosiku w głowie, który podpowiadał mu, że ów autor listów nie miał wpływu na dramat jaki ich dotknął.
- Ooo, tu jest jaśnie królowa!
             Jak tylko zobaczył w drzwiach Mattiego, podniósł się z podłogi i odwrócił plecami, aby ten nie zauważył jego szklących oczu. Nie chodziło oto, że wstydził się łez, bo tak nie było, ale chciał zaoszczędzić sobie docinków i pytań ze strony Fina. – Jakbyś zapomniał, to dzisiaj drużynówka  – powiedział poirytowany. Olli spojrzał kątem oka na zegarek, jeśli chciał wziąć udział w konkursie, właśnie powinni zmierzać na skocznie. W tej chwili jednak skoki były ostatnią rzeczą o jakiej myślał.
- W dupie mam skoki – mruknął pod nosem.
       Poczuł gwałtowne szarpnięcie, kiedy Matti jednym ruchem przygwoździł go do ściany. Chłopak ciskał w niego błyskawice, a zaciśnięta szczęka zdradzała furię. Fin aż gotował się w środku, bo Olli w jego mniemaniu właśnie przekroczył granicę.  – Powtórz to! – wycedził przez zęby, ale nie miał takiego zamiaru. Wyszarpnął się z uścisku swojego reprezentacyjnego kolegi.
- Dobrze słyszałeś.
Matti wycelował w niego palcem.
- Już raz zawiodłeś drużynę, nie pozwolę abyśmy przez ciebie znów stracili szansę.
Olli roześmiał mu się w twarz.
- O jakiej ty szansie mówisz, człowieku! Jak zwykle dostaniemy po dupie, bo któryś z nas…- spojrzał znacząco na bruneta - znów zawali skok. Był to przytyk do ostatniego z konkursów, gdzie Matti po fenomenalnym skoku, który dawał mu prowadzenie po pierwszej serii, w drugiej spadł na miejsce w drugiej dziesiątce. Owszem pierwszy skok był w dużym stopniu fartem, ale nie ulegało też wątpliwości iż spalił się w drugiej szansie.
- Przynajmniej byłem wtedy trzeźwy! – wycedził, z satysfakcją obserwując jak blondyn zrobił się purpurowy ze złości. Niczego nie zmieniał fakt, iż tamten mówił całkowitą prawdę, a może właśnie ta bolesna prawda tak go zabolała. Wspomnienie wywołane tymi słowami wciąż było tym, czego nie potrafił sobie wybaczyć. I nie dziwił się Mattiemu, który najwyraźniej również nie potrafił tego uczynić.
– Wiesz co, rób sobie co chcesz – machnął dłonią  – Najlepiej idź do swojej laluni, która beczy przed hotelem i razem użalajcie się nad sobą – wyminął Olliego, w którym od razu zauważył zmianę postawy, jak tylko wspomniał o dziewczynie.
- Widziałeś się z nią? Mówiła coś? – rzucił się za nim, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz i porozmawiać z Janą, miał tylko nadzieje, że Matti go nie wkręcał i rzeczywiście była przed budynkiem. Na hotelowy korytarz wyszli wspólnie, od razu zauważając Haponnena idącego w ich kierunku. Najwyraźniej wysłano go po resztę drużyny, bo właśnie z takim komunikatem ich przywitał.
- Olli, co jest? – od razu zauważył nastrój kolegi, ale ten pokręcił głową na znak, że nie ma najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Zdecydowanie o swoich problemach nie będzie rozmawiać w obecności Mattiego, który wprost pluł jadem w jego kierunku.
- Powiedz trenerowi, że nie mamy drużyny – Haponnen był coraz bardziej zdezorientowany. – Nasz kolega…- ciągnął złośliwie Matti - … postanowił, że od dziś ma w dupie skoki, bo posprzeczał się ze swoją narzeczoną. O co cię pokłóciliście, nie odpowiadał ci kolor ślubnych obrusów? – wycedził w kierunku Olliego.
- Zamknij się do cholery. Nic nie wiesz, więc trzymaj mordę na kłódkę – znów miażdżyli się wrogimi spojrzeniami. Gdyby wtedy sam się przymknął, z pewnością zaoszczędziłby sobie wielu kłopotów i kilku siniaków. Niestety nie potrafił utrzymać języka za zębami i całą swoją złość wyładował na Mattim. – Lepiej martw się o Ingrid, bo jak znam życie, to przez ciebie się pocięła…
           Haponnen nawet nie zauważył, kiedy pięść Mattiego dosięgła Olliego, ale ten w momencie zatoczył się na ścianę, a kiedy się odwrócił, z wargi sączyła się jasnoczerwona krew. Najpierw dotknął dłonią miejsca, gdzie powoli powstawała czerwona plama, a następnie z impetem ruszył do przodu. Nie pozostał dłużny i wkrótce Hautameki również ocierał skroń z krwi. Dopiero dwaj Niemcy, zaalarmowani hałasem dobiegającym  z korytarza, zdołali ich rozdzielić.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego Ingrid chciała się zabić? – krzyczał Matti, chociaż przytrzymywany przez znacznie wyższego do siebie Wanka, to wciąż próbował dosięgnąć Olliego ciosem. – Przez ciebie! – widać było, że Olli absolutnie nic nie rozumiał z jego słów, ale mimo to ciągnął dalej. - Jakbyś się nie upił w Sylwestra, to pewnie byś pamiętał co jej zrobiłeś! 

~...~

Wreszcie wyszłam z buszu.
Zaległości nadrabiam... powoli, ale cały czas do przodu ;-)

9 lutego 2013

Rozdział 12




                Krótko po świętach nadszedł Turniej Czterech Skoczni, na który Olli wyjeżdżał z domu z mieszanymi uczuciami. Owszem, podczas świąt nie mógł usiedzieć na miejscu, tak bardzo chciał być już w Niemczech i startować w kolejnych zawodach. Zwłaszcza teraz, gdy jego forma wyraźnie pięła się w górę, a on sam miał coś do udowodnienia w tym turnieju. Zeszłoroczny konkurs był najgorszym w jego karierze, nie tylko pod względem rezultatu jaki wtedy osiągnął, ale głównie przez to jakim okazał się być skoczkiem. I jakim człowiekiem. Dlatego też w tym roku, jakby obawiając się, że forma mogłaby nagle wyparować przez jego świąteczne lenistwo, odliczał dni do wyjazdu.
Jednak teraz, im bliżej było konkursu noworocznego, tym większe odczuwał obawy. Wyniki mówiły same za siebie, bo ósme miejsce w pierwszym konkursie było najlepszym jakie dotychczas udało mu się zająć w tym turnieju. Sam z siebie był dumny i zadowolony, ale jednocześnie czegoś się bał. Po części trochę tego, aby historia się nie powtórzyła, ale też czegoś innego. Było to takie dziwne uczucie, kiedy odczuwasz strach, a tak naprawdę nie potrafisz zdefiniować jego źródła. Takie wewnętrzne odczucie, które w pewnych momentach cię paraliżuje. Nie był to strach o dzisiejsze kwalifikacje, bo te przebrnął z miarę dobrym wynikiem i jakoś spokojny był o własną formę. To było coś innego, coś co dopiero miało nadejść w jego życiu. A wiadomo, to co nieznane powoduje największy strach.
             Mijając tłumy wracające spod skoczni, próbował w miarę szybko znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu. Przeklinał chwile, gdy zgodził się na ten wywiad, na który właśnie zmierzał. Zdecydowanie w taką pogodę jak dzisiaj, po dość przeciągających się w czasie kwalifikacjach, powinien grzać się w ciepłym łóżku zamiast brnąć przez zaspy.  Nigdy nie przepadał za dziennikarzami, a i oni nie żywili do niego zbyt sympatycznych uczuć. W przeszłości nie udzielał się zbyt często, być może z tego powodu przeinaczali jego historię, dopisując własne brednie. Postanowił więc, że tym razem będzie inaczej, wolał zbratać się z wrogiem zamiast wyczytywać później te wszystkie kłamstwa na swój temat. Lawirując między kibicami, po kilku minutach wreszcie stanął w progu małej kawiarni. Strząsnął z ramion małe płatki śniegu, które powoli zaczynały tworzyć skorupę na kurtce i rozejrzał się wokół. Ciche takty muzyki wydobywające się z szafy grającej, wprowadzały w nostalgiczny nastrój, podobnie jak kilka fotografii w stylu retro, które zdobiły beżowe ściany. Omiótł spojrzeniem wnętrze, które wyglądało jakby czas zatrzymał się tutaj jakieś pięćdziesiąt kilka lat temu. Nie były to jego klimaty, a jednak w jakiś sposób to wszystko współgrało z nim samym, przynajmniej dzisiaj.
            W samym kącie siedziała dziewczyna. W momencie ją rozpoznał. Czarne włosy, które jeszcze niespełna dwa tygodnie temu przypominały mu maszt na żaglówce, tym razem zostały lekko potraktowane żelem. A kilka czerwieńszych pasemek przecinało idealną linię grzywki, która spoczywała pod zgrabną opaską. Przez moment stał, patrząc jak wpatruje się w ekran monitora, dopóki ciche „dzyń” nie oznajmiło przybycia kolejnego gościa. To zwróciło jej uwagę, uniosła wzrok w jego kierunku i pomachała dłonią, nawołując do stolika.
- Ingrid?
Mimo obserwacji sprzed kilku minut, nie zdołał ukryć zaskoczenia, gdy znalazł się obok.
- Cześć – uśmiechnęła się do niego. Wyraz jej twarzy uzmysłowił mu, jak bardzo ucieszyła się, że zapamiętał jej imię. Odsuwając na bok laptop, wyciągnęła dłoń na powitanie, którą uścisnął. – Zamówiłam kakao, może być.
            To nie było pytanie, lecz stwierdzenie bo nie czekając na jego odpowiedź, skinęła na kelnera, który po chwili przyniósł gorący napój. Usiadł po drugiej stronie kwadratowego stolika, zrzucając kurtkę przewiesił ją przez oparcie drewnianego krzesełka. W nozdrza uderzył go zapach świeżo parzonego kakao. Dopiero kilka godzin później, leżąc w ciepłym łóżku, zastanawiał się dlaczego skusił się na ten napój, skoro nie należał do jego entuzjastów. A jednak wtedy, wpatrzony w oczy Ingrid, odpowiadając na jej pytania popijał kolejne filiżanki tego czarnego napoju.
- Sekundę, muszę to skończyć – wskazała na ekran monitora. Należała do osób z podzielną uwagą, więc z łatwością potrafiła z nim rozmawiać i wystukiwać kolejne słowa na klawiaturze. Podczas, gdy on popijał kakao Ingrid wyjaśniała dlaczego to ona, a nie Klaus siedzi naprzeciw niego.
- Pojechał na narty i się połamał, akurat tydzień przed konkursem – jej palce poruszały się z szybkością błyskawicy po klawiaturze, podczas gdy oczy śledziły efekt na monitorze. – może i naczelny mógł wysłać mnie w zastępstwie, ale nie sądzę aby Agnes też się na to zgodziła.
- Agnes?
Olliego najwyraźniej wciągnęła ta rozmowa.
- Jego narzeczona – wyjaśniła z uśmiechem, na moment odwracając wzrok – Za dwa tygodnie ma być ich ślub, a on w połowie zagipsowany – Olli zmarszczył brwi. Nie zazdrościł facetowi sytuacji w jakiej się tamten znalazł.
- Wiesz, najważniejsze to z kim ten ślub się bierze – Ingrid popatrzyła na niego podejrzliwie, jak na dziennikarkę przystało.
– Ty chyba coś wiesz w tej kwestii?
         Oczywiście, że ich plany były powszechnie znane i nie było sensu ich ukrywać, ale nie widział też konieczności dzielenia się szczegółami z mediami. Wiedzieli jedynie tyle co sam oznajmił – on i Janna pod koniec marca wezmą ślub, nic więcej.
- Wolałbym nie rozmawiać na ten temat, to moje prywatne życie – powiedział stanowczo przybierając oficjalny ton jakim posługiwał się zawsze przy tego typu rozmowach.
Ingrid uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Jako dziennikarka jestem zawiedziona, ale jako kobieta, rozumiem.
             I tak kwestia jego przyszłego małżeństwa, została schowana do szuflady z napisem „nie pytać”, która to istniała jedynie w głowie Ingrid, ale zawsze tam trafiały niewygodne pytania, których lepiej nie zadać swoim rozmówcom. Olli nie był jedynym człowiekiem mającym tematy do rozmów mniej lub bardziej niewygodne czy po prostu zbyt intymne. Na szczęście dla niego, trafił na osobę, która bardzo dobrze opracowała technikę unikania trudnych tematów.
- Gratuluje kwalifikacji.
          Zamknęła laptop i odłożyła go na bok.  Nie musiał pytać skąd wiedziała. Nie dziwił się, że w taką pogodę wolała siedzieć tutaj zamiast być na skoczni i obserwować ich w akcji. Chociaż kwalifikacje skończyły się kilka minut temu, już znała najświeższe wyniki.  Zdecydowanie pomagało jej w tym to małe urządzenie, które migało jasnoniebieskim światełkiem. Porzucone na skraju stolika jeszcze przed minutą służyło za narzędzie pracy. Do tej pory nie wiedział jaką profesję reprezentuje, ich pierwsza rozmowa na lotnisku nie pozwoliła na tak dogłębną wiedzę. Teraz rozumiał skąd dziewczyna tyle wiedziała o skokach, błyszcząc swoją wiedzą podczas ostatniej rozmowy.
- Mattiemu niewiele zabrakło…- dodał, a dziewczyna kiwnęła smutno głową. Hautameki zajął najgorsze dla każdego skoczka miejsce, czyli był pierwszym dla którego zabrakło miejsca w konkursie. Co prawda odległość Olliego też nie była powalająca, ale pozwoliła przynajmniej zmieścić się do tej grupy. – Trafił na ciężkie warunki.
Ingrid uniosła brwi.
- Powiedziałeś mu  o tym?! – szybko zaprzeczył, zdecydowanym ruchem głowy. – Wiesz, jak nie lubi zrzucać na kogoś winy za swój kiepski skok… - zaczęła wyjaśniać, chociaż on doskonale o tym wiedział. Matti uważał, że jeśli ktokolwiek zawinił, to tylko on sam. Bo to on wychodzi z progu, do niego należy decyzja w jaki sposób skoczy. Nawet jeśli dostanie silny podmuch wiatru, na którego nikt nie ma wpływu, to i tak uważa to za swój błąd… - wywróciła oczyma, ale w tym geście nie było ani odrobiny szyderstwa.
- Cały on – wymienili uśmiechy. – Nie powinnaś raczej go pocieszać, zamiast siedzieć tutaj ze mną – zażartował.
- Pewnie że wolałabym – zaskoczyła go tą odpowiedzią. – Ale muszę to odbębnić, a i Matti pewnie nie ma humoru do spotkań – przygryzła dolną wargę.
- Wie, że spotkałaś się ze mną? – uniosła brwi w geście zdziwienia.
- Wie, że mam dzisiaj wywiad, poza tym to nie spotkanie z TOBĄ, tylko ze skoczkiem – wyjaśniła dobitnie. W tonie jej głosu wyczuł, że nie traktuje go jako wielkiego Harriego Olli, ale jako zwykłego skoczka. Ta degradacja wyraźnie go ucieszyła, choć czuł że coś jeszcze wytwarza dystans między nimi. A jeśli Matti nie wiedział o ich spotkaniu, to on nie miał zamiaru o tym go informować. I bez tego ich relacje są dość napięte. Nie miał mu tego za złe, sam sobie nie wybaczyć zeszłorocznych wydarzeń.
           Wyciągnęła z torebki mały dyktafon, przez krótki czas uważnie studiując jego strukturę zupełnie jakby widziała ten przedmiot po raz pierwszy w życiu. Po chwili położyła go na środku stolika, uśmiechając się zachęcająco w kierunku Olliego.
- Zaczynamy?
              Tym razem było to pytanie, z pozoru zupełnie niewinne, ale rozpętało istny potok słów ze strony skoczka. Początkowo neutralne pytania, typowe dla każdego z dziennikarzy, które Harri słyszał już setki razy, ale na które cierpliwie odpowiadał. Zgodnie z wcześniejszą zasadą, zgrabnie unikała tematu ślubu. Prawdę powiedziawszy ich rozmowa toczyła się jedynie w oparciu o pytania czysto sportowe. Nie zauważył momentu, w którym zniknęła cała otoczka tego co się działo. Nagle nie było dyktafonu, który notował każde jego słowo, ludzi siedzących obok i tego dystansu dzielącego go od świata mediów. Była tylko siedząca naprzeciw brunetka, intensywnie wpatrzona w jego oczy i żywo reagująca na anegdoty, które opowiadał. To była raczej swobodna rozmowa, bo i Ingrid wtrącała czasem trzy grosze o swoim życiu.
             Pewnie nie zauważyłby, że właśnie mija druga godzina ich spotkania, gdyby nie zabłąkana nastolatka, która witając się nieśmiało poprosiła o autograf i zdjęcie. Zgodził się, a kiedy dziewczyna odeszła do sąsiedniego stolika, gdzie razem  oczekiwały na nią koleżanki, które natychmiast zaczęły piszczeć .
Ingrid spojrzała na niego wymownie.
- To musi być najgorszy aspekt bycia skoczkiem.
              Nie miała racji. I kiedy Olli sobie to uzmysłowił przez moment był myślami daleko stąd. W swoim domu, ściskając kolejny z anonimów, próbował sam siebie przekonać, że to nic nie znaczący list. Byłoby tak, gdyby treść listu pozostała niezmieniona. Gdyby wciąż chodziło o zemstę na nim, za jak sądził nieudane starty. Jednak zmiany jakie nastąpiły w ostatnim liście, napawały go coraz większym lękiem. To nie były już groźby przeciwko niemu, ale stawały się groźbami wymierzonymi w Jannę. „Doceniaj to, co masz - bo możesz to stracić. Gratulacje z okazji ślubu” – tak brzmiał ostatni z anonimów, który znalazł drugiego dnia Świąt, tuż po tym jak z samego rana wyszedł pobiegać. W oczekiwaniu na Silje, która zawsze dzieliła z nim ten poranny trening, zauważył białą kopertę. Wrócił do domu, a kopertę schował w miejscu, gdzie spoczywały jej poprzedniczki. Powoli zbierała się ich całkiem pokaźna suma, a każda z nich wyrażała kolejną groźbę.
- Bywają gorsze rzeczy – stwierdził, nie odwracając wzroku od okna, za którym w oddali górowała wciąż oświetlona skocznia. Ingrid jakby wyczuła kolejny drażliwy temat, nie drążyła dalej. Uznała iż znacznie bezpieczniej będzie zagłębić się ponownie w relację dziennikarz - skoczek i zadać kolejne pytania. Upiła łyk czarnego napoju, kryjąc spojrzenie we wnętrzu białej filiżanki.
- Jakieś postanowienia noworoczne? – ton jej głosu zdradzał iż to pytanie bardziej osobiste, zadane z czystej ludzkiej ciekawości.
           Niestety Olli myślami wciąż pozostawał daleko, ale teraz, zamiast na skocznie jego spojrzenie powędrowało na drugą stronę ulicy. Właśnie tam wielki, niebieski neon zwracał uwagę przechodniów. Bar wciąż stał w tym samym miejscu, zmieniła się nieco fasada budynku, ale bez trudu rozpoznał w nim miejsce, gdzie rok temu staczał się na dno.
- Nauczyłem się, żeby niczego nie planować – powiedział, powoli odwracając wzrok w jej stronę.
              Ingrid nie patrzyła na niego, jej pusty wzrok pozostał za oknem, gdzie neon zgasł na moment, by po chwili rozjarzyć się pulsującym światłem.  Ona też znała to miejsce,  stanowiło dowód jej zdrady wobec samej siebie i to sprawiało, że wciąż czuła ból za każdym razem, gdy przechodziła obok. Może dlatego tak się wzbraniała przed przyjazdem tutaj. Nie zauważyła spojrzenia Harriego, który wwiercał się w nią, próbując odgadnąć dlaczego nagle wydała mu się taka bezbronna. To nie była już świadoma swoich zalet, przebojowa Ingrid. Przez moment wydała mu się zagubioną dziewczynką, szukającą pomocy. Oczy zaszły jej łzami, ale jakaś wewnętrzna siła wciąż trzymała je w niewoli nie pozwalając zrosić rumianych policzków. Pogrążona we własnych myślach i wspomnieniach, nerwowo rozcierała dłonie. I właśnie wtedy, gdy materiał bluzki podwinął się w górę Olli ujrzał blizny, biegnące w poprzek nadgarstka lewej dłoni. Blizny, które mogły świadczyć tylko o jednym.
Nie wiedział jednak, jak bardzo te dwie linie są dowodem jego zbrodni.