29 września 2012

Prolog



 
 
                                              
                                                                                               Luty  2010          

                    Pierwsze, nieśmiałe promienie słońca igrają na twarzy dziewczyny. Wraz z każdą upływającą sekundą, ciepło przesuwa się po nagiej skórze, przyjemnie ją ogrzewając. Wciąż nie otwiera oczu, słucha odgłosów miasta, powoli budzącego się do życia. Krzyki ludzi śpieszących się do swoich codziennych obowiązków, klaksony i warkot samochodów sunących po zasypanych ulicach. Pługi, usilnie próbujące odśnieżyć nocne zaspy toną zapewne w warstwach przybrudzonego już śniegu. I chociaż ich wysiłki to typowa Syzyfowa praca, ani na moment nie przerywają swoich obowiązków, mimo świadomości, że jeszcze tej samej nocy śnieg na nowo pokryje dopiero co odśnieżone uliczki. Wszystkie te odgłosy, zmieszane, wpadają przez nieszczelne okno na pierwszym piętrze hotelu, stanowiąc idealny kontrast do ciszy jaka panuje wewnątrz. Niemrawo otwiera oczy, przeciągając ciało we wszystkie możliwe strony, a ostatnie tchnienie snu, ulatuje w otchłań umysłu. Unosząc się na łokciu, jednym szybkim spojrzeniem omiata pokój, szukając śladów czyjeś obecności. Dźwięki zza okna przybierają na sile, a ona napina mięśnie, wytęża słuch, by w tej kakofonii dosłyszeć choćby najmniejszy szept swojego nocnego towarzysza. Przez dłuższą chwilę panuje złowroga cisza, powodując, że wystraszona samotnym porankiem zaciska smukłe palce na prześcieradle.  I nagle w łazience słychać szum wody. Z uczuciem ulgi ponownie kładzie się na łóżku, tym razem na plecach, obserwując plamy na suficie. Te jednak nie są w tej chwili zbyt ciekawym widokiem. Toteż niemal natychmiast odwraca wzrok, w tym samym momencie, gdy drzwi do łazienki powoli się otwierają. Na samo wspomnienie nocnego szaleństwa, figlarny uśmiech wykwita na jej pełne usta, a serce podejmuje szybsze tempo.
                   Bez słowa staje przed łóżkiem niczym Apollo, w samym ręczniku okalającym smukłe biodra, roztacza cudowny zapach męskich perfum połączonych z pewnością siebie. Z jasnych, nieco przydługawych włosów wciąż jeszcze kapie woda, a nagi tors wyrzeźbiony przez liczne wizyty na siłowni, lśni niczym zroszona poranna trawa. W milczeniu patrzy jak się ubiera, szybkimi jakby zniecierpliwionymi ruchami dłoni zapina zamek od czarnych spodni i przez głowę wciąga czerwoną koszulkę. Potargane włosy sterczą teraz na wszystkie strony, ale to dodaje mu jeszcze większego uroku. Niecierpliwie przeczesuje je palcami, rozglądając się za resztą swojej garderoby. Przez cały ten czas nie zaszczyca jej nawet jednym spojrzeniem.
Ma wrażenie, że ją ignoruje.
- Chciałeś wyjść, tak bez pożegnania –  jej głos brzmi wesoło i kusząco. Nie ma w nim najmniejszego śladu zdenerwowania czy strachu, że jego milczenie może być początkiem końca.
                     Tylko przez ułamek sekundy podnosi wzrok, spoglądając spod gęstych rzęs na ciało dziewczyny, skryte pod beżową pościelą. Wiodąc spojrzeniem po odsłoniętej, gładkiej nodze ku zakrytym już biodrom i piersiom, świadomość podsuwa obrazy wczorajszej nocy. Wiedział, że wystarczyłoby jedno jego słowo, aby móc na nowo cieszyć się widokiem jej nagiego ciała, doprowadzić ją do ekstazy i samemu zdobyć szczyt. Jakby dopiero teraz dostrzega ohydny materiał jaki ją otacza, zniesmaczony przełyka ślinę. Hotel jest tani, położony nieco z dala od miejsca, w którym powinien w tej chwili się budzić, i właśnie to  wczorajszej nocy było największą zaletą. Nie należało się zatem spodziewać luksusów do jakich, będąc stałym bywalcem hoteli o znacznie lepszym standardzie, był przyzwyczajony. Zresztą hotel nie był najważniejszy, dziewczyna na łóżku też nie, w tej chwili nie pamiętał nawet jej imienia. Sara, Marit, Julia czy jakiekolwiek inne, nie miało to już znaczenia. Liczyła się tylko przyjemnie spędzona noc w jej towarzystwie. Kolejna nagroda za dobre miejsce we wczorajszych zawodach.
- Pokój jest opłacony do wieczora.
                   Głos ma chłodny, bez emocji. Pochyla się by zawiązać buty, tym samym tracą kontakt wzrokowy, o który tak właściwie nie zabiegał. Nawet nie wie, jakiego koloru są oczy dziewczyny. Szatynka marszczy brwi, a ponętne bladoróżowe usta zastygają w ponurym grymasie. Mruga kilkakrotnie jakby nie wierzyła w słowa, które przed chwilą padły z jego ust, odganiając jednocześnie łzy cisnące się do oczu.  Wciąż łudzi się, że nie znaczą one tego co tak naprawdę myśli w tej chwili. Ostatnia nadzieja tli się w jej umyśle, nadzieja, że obróci wszystko w żart, pocałuje namiętnie i ponownie zasmakują rozkoszy jaką wspólnie ofiarowali sobie poprzedniej nocy. Czy naprawdę jesteś aż tak naiwna? pyta szyderczo głos w jej głowie, ale serce już wyrywa się z odpowiedzią i ciętą ripostą. Na nowo rozbudza tą nadzieję, i nieśmiało walczy z głosem rozsądku.
                 Kiedy znów się podnosi, dziewczyna siedzi na łóżku, otoczona prześcieradłem patrzy smutnymi oczyma, w których czają się pierwsze łzy. Czeka, a serce wraz z nią zatrzymuje się na tych kilka, długich sekund. W jego oczach najwyraźniej dostrzega zgoła inne uczucia, bo spuszczając wzrok na jego granatową bluzę i portfel, które ściska w dłoniach, boleśnie odczuwa porażkę. Nadzieja pryska jak bańka mydlana.
- Chyba nie liczyłaś na czułe pożegnanie?! – sarkazm w głosie boli, jednym cięciem pozbawia resztki nadziei sprzed sekundy. – Było miło, ale … to był tylko seks.
            Zawstydzona otula się ciaśniej drapiącą pościelą, chcąc zapaść się w tej chwili pod ziemię patrzy jak wychodzi. Nie sili się nawet na jakiekolwiek słowo wyjaśnienia, zresztą to chyba nawet i lepiej, powiedział już dość. Potraktował ją jak panienkę na jedną noc, jak dziwkę, z którą można się zabawiać, a rankiem odesłać z kwitkiem. Wychodząc, zabiera jej własny szacunek do samej siebie, zostawia za to wspomnienia, które na nowo otwierają rany w sercu i duszy. Chce coś powiedzieć, nakrzyczeć na niego, ale supeł w gardle sprawia wrażenie jakby zaciskał się coraz bardziej. Serce pokonane przez rozsądek cicho łka, powoli odzyskując zdolność bicia, ale dźwięk podobny do rozbitego szkła wypełnia jej czaszkę.
Tłumi płacz w poduszce.
                  Postać za nimi słyszy ten dźwięk, ale ignoruje go, spychając do głębi własnej podświadomości, z której nigdy nie ma prawa się wydostać.


Kwiecień  2012

           „ Już dzisiaj wielkie wydarzenie w naszym kraju. Dwudziestotrzyletni skoczek narciarski, poślubi swoją ukochaną. Przyszli państwo młodzi ukrywali miejsce uroczystości, ale my wiemy – ślub odbędzie się w pałacu, do którego zmierza właśnie nasza reporterka, aby relacjonować dla państwa to wydarzenie. Czekamy na pierwsze relacje”

                Z uśmiechem na ustach czyta tekst na jednej ze stron internetowych.  Czyż to nie zrządzenie losu? Idealny moment na zemstę – cieszy się w duchu. Oczyma wyobraźni już widzi jak jej dokona. Poszczególne sceny, przygotowywane przez ostatnie lata, rozgrywają się w nabuzowanej od emocji głowie. Wszyscy zobaczą Jego upadek. Przez krótką chwile, gdy zamyka oczy znów jest tamtą dziewczyną w hotelu, wpatrzoną w zatrzaśnięte drzwi, przez które odszedł, zabierając jej cały szacunek do samej siebie. Rana w sercu znów się otwiera, ale już nie krwawi. Nie, w obliczu zbliżającej się zemsty.
- Dzisiaj, dostaniesz nauczkę – szepcze do ekranu, na którym widnieje zdjęcie chłopaka.

~………~
Z nadzieją, że jednak ktoś czekał.