Już
od pewnego czasu miała konkretny, jasno nakreślony plan na najbliższe
kilkanaście miesięcy. Każdy kto ją znał, wiedział że swoje plany zawsze
realizowała, bo słomiany zapał nigdy nie był jej przyjacielem. Jeśli coś sobie
postanowiła, to prędzej czy później docierała do celu. To głównie dzięki
twardej szkole jaką dostała od życia, wypracowała w sobie cierpliwość i dyscyplinę
w stosunku do założeń, które sobie obierała. Wiedziała, że tylko w taki sposób
to wszystko zaprocentuje. Wielu mogło pozazdrościć jej determinacji z jaką
walczyła, aby wygrać. Choć w tym jednym, konkretnym przypadku nie były to jakieś
spektakularne działania, ale bardziej subtelne i na pozór nic nie znaczące, to
jednak z każdym kolejnym krokiem przybliżały ją do szczytu. Kilka miesięcy temu
postanowiła stanąć na ślubnym kobiercu u boku samego Harriego Olli, z którym wtedy
dopiero zaczynali tworzyć zalążki związku. A teraz wszystko wskazywało na to,
iż kolejna ambicja zostanie zrealizowana. Oczywiście jak w każdym przypadku
wymagało to dużego zaangażowania z jej strony, bowiem Olli jako typowy facet,
nie od razu odgadł jej zamiary.
Dziecko?
Tego nie obejmował jej misternie
utkany plan, więc tym większe zaskoczenie przeżyła, gdy okazało się, że jest w
ciąży. Tyle tylko, że to nie pierwszy raz gdy los zdecydował za nią, a ona
mogła jedynie się mu podporządkować, krzyczeć i przeklinać w chwilach
samotności, ale grać uśmiechniętą matkę w otoczeniu innych. Świadoma była iż
właśnie ta wiadomość znacznie wpłynęła na Olliego. Z pewnością, gdyby nie
dziecko, jeszcze długo przyszło by jej czekać na jakąkolwiek deklarację ze
strony chłopaka. Czas uciekał, a przecież ona nie mogła sobie pozwolić na
czekanie. Zbyt wiele już poświęciła, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym
jest teraz. Nie mogłaby zrezygnować teraz, gdy znajdowała się tak blisko. Nie
mniej jednak dziecka – nigdy nie było w planach! Pewnie dlatego daleka była od
entuzjastycznej reakcji, gdy ujrzała owe dwie kreski na maleńkim przedmiocie.
Płakała, ale nie były to łzy szczęścia, bo oto wpadła we własne sidła.
Zastanawiała się wtedy, czy aby cena jaką przyjdzie jej zapłacić będzie
adekwatna do nagrody, jaką otrzyma w dniu ich ślubu. Czy zdolna będzie do aż
takiego poświęcenia? Widząc jednak reakcję Olliego, zgoła inną niż jej własna,
wiedziała iż właśnie dzięki temu ma go na wyciągnięcie ręki. I kiedy włożył na
jej palec pierścionek zaręczynowy, byłą już pewna, że od chwili absolutnego
szczęścia dzieli ją zaledwie kilka małych kroczków.
To właśnie
on uparł się, aby towarzyszyć jej podczas pierwszej wizyty u lekarza, ale
dzięki temu Janna mogła odwlekać ten moment i powoli oswajać się z myślą iż
zostanie matką. Nie było to łatwe, bo nikt jej nie nauczył jak pokochać tę małą
istotę, która rosła pod jej sercem. Wychowana w domu dziecka, daleka była od
bycia wzorową matką jaką kiedyś, w dalekiej przyszłości chciała zostać. Nie
pozostało jej nic innego jak tylko zaakceptować to, co zesłał jej los chociaż
tak naprawdę była przerażona wizją przyszłości. Przecież to wszystko nie tak
miał wyglądać. Drżała na samą myśl o perspektywie zachwycania się czarno-białą
fotografią maleńkiej fasolki, którą w tej chwili było ich dziecko. Nie była
pewna, czy stać będzie ją na taką grę. Instynkt macierzyński, jeśli w ogóle
takowy posiadała, to był głęboko w niej samej i za nic w świecie nie chciał
ujawnić się w tamtym czasie. Do tej pierwszej, wyznaczonej na ostatni tydzień
stycznia, nie dane było im doczekać. Wszystko zmieniło się właśnie tamtego
dnia, kiedy nagle Janna zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jej uczucia wobec
rosnącej w niej istoty są nieco inne niż próbowała sobie wmówić sama. Przecież
wszystko zmienia się w obliczu zagrożenia, nagle człowiek uświadamia sobie co
tak naprawdę czuje i jak ważne jest dla niego coś, czego tak naprawdę jeszcze
nie ma, ale co może stracić w każdej chwili. Bo dopiero w chwili, kiedy
przytulasz własne dziecko i czujesz jego słodki ciężar, wiesz że oto jest w
twoim życiu Ktoś najważniejszy, dla kogo będziesz w stanie do największych
poświęceń. Taka nagroda warta była każdego cierpienia.
Niestety
Jannie, nie dane było tego przeżyć. Przynajmniej nie w tamtym czasie.
Siedząc w zatłoczonej poczekalni
szpitala, w zupełnie nieznanym jej kraju, gładziła z czułością swój wciąż
płaski brzuch. Nie podejrzewała siebie o taki przypływ uczuć, ale chyba właśnie
wtedy jej instynkt macierzyński dał o sobie znać. Patrzyła na swoją dłoń, która
powolnie sunęła po cienkim materiale, lekko łaskocząc skórę pod nim. Nie mogła
uwierzyć, że to jej własna, nienarzucona przez nikogo reakcja. Przez moment
miała ochotę wykrzyczeć całą prawdę, tylko po to aby oszczędzić dziecko.
Właśnie taki wpływ ma na człowieka zagrożenie. Pamięta, że jeszcze sekundę za
nim jej ciało zetknęło się z twardą ziemią, oczyma wyobraźni ujrzała ich
właśnie w tym miejscu. Oczywiście Olli wyrzucał sobie brak odpowiedzialności,
najpierw za pomysł wspólnego wyjazdu na konkursy do Polski, a później tamtego
spaceru, podczas którego tak niefortunnie upadła. Ale przecież tak naprawdę
nikt nie był winny temu, że akurat w tamtym miejscu się poślizgnęła. Ani też
tego, że próbował ją chronić. Doskonale zdawała sobie sprawę skąd pomysł, aby
mu towarzyszyła. Chciał odsunąć jej myśli od listu, który znalazła w szufladzie
starego biurka. Myślał, że to doskonała kryjówka, ale okazało się zupełnie
inaczej. Całe szczęście nie znalazła ich wszystkich, a jedynie ten ostatni,
który był najgorszym jeśli chodzi o treść. Bezpieczeństwo jakie chciał jej
zapewnić, okazało się nie wystarczające, a spokój jaki miał jej zaoferować
przyniósł więcej szkody niż pożytku. Kwestia bezpieczeństwa naszych bliskich
jest bowiem pojęciem względnym. Chroniąc ukochaną osobę przed jednym,
nieświadomie możemy sprowadzić na nią inne niebezpieczeństwo.
Znacznie
gorsze niż to pierwotne.
Siedział obok niej, bo tylko to
mógł w tamtej chwili zrobić. Być przy kobiecie, którą pokochał i oczekiwać na
być może najgorsze słowa jakie przyjdzie mu usłyszeć z ust obcego człowieka. Z
czułością gładził jej dłoń, ale ze wzrokiem wbitym w podłogę jakby obawiał się
spojrzeń, w których od razu odkryłaby jego najbardziej pesymistyczne myśli.
Chciał być dla niej oparciem, ale prawda była taka, że bał się równie mocno jak
ona. Kiedy oczekiwali na chwilę, gdy lekarz wreszcie zawoła ich do gabinetu
nadzieja jeszcze w nich żyła, ale z każdym kolejnym oddechem i nawracającą falą
bólu jaki odczuwała Janna, bladła aż wreszcie pozostała jedynie wątłą iskierką.
Ale nawet ona wciąż trzymała ich na duchu, bo łatwiej było się jej uchwycić i
czekać.
Zdecydowanie
trudniej było usłyszeć wyrok.
Jakąś godzinę później, kiedy
wreszcie dotarł do hotelu i na nocnej szafce odnalazł swoją zapomnianą komórkę,
od razu zaczął wydzwaniać do Janny. To ona pierwsza opuściła gabinet lekarza,
wybiegła zrozpaczona jakby upadek w ogóle nie miał wpływu na jej zdrowie.
Oszołomiona nawet nie wzięła torebki, którą Olli ściskał wciąż w lewej dłoni, a
w której schował recepty i lekarskie zalecenia. Kilka głuchych sygnałów i
wreszcie jej wesoły głosik, informujący go o konieczności pozostawienia
wiadomości. Najwyraźniej wyłączyła telefon, a on nie wiedział, gdzie tak
naprawdę miał jej szukać. Zakopane to dość rozległa miejscowość, pełna miejsc,
których nie znał on, a tym bardziej Janna.
Zły i rozgoryczony rzucił torebkę, która
upadła na ziemię tuż obok dopiero co zdjętej kurtki. Przysiadł na tapczanie,
splatając dłonie na karku wyczekującym wzrokiem spoglądał na drzwi, za którymi
miał nadzieje za sekundę pojawi się dziewczyna. Nie powinien jej w ogóle tutaj
zabierać, pomyślał. Ukrywając listy, nie sądził by ktokolwiek mógł je odnaleźć.
Sama świadomość ich obecności w tamtym miejscu spędzała mu sen z powiek ilekroć
zasypiał we własnym pokoju. Mógł tylko się domyślać, do czuła Janna, gdy
znalazła ostatni z nich. Roztrzęsiona tuliła się do niego tamtej nocy, a on
próbował spokojnymi słowami zapewnić ją, że zdoła sobie sam poradzić z tym
problemem. Następnego dnia, po nieprzespanej nocy zaproponował wspólny wyjazd i
nawet jeśli domyślała się powodu, dla którego miałaby z nim jechać, entuzjastycznie
się zgodziła. Tak więc wspólny wyjazd wydawał się tym, co w tamtej chwili było
najlepszym dla obojga. Olli miał Jannę na oku, przekonany był iż w ten sposób
zapewni jej bezpieczeństwo. Stało się inaczej. Teraz już nie miał litości dla
tego, kto bawił się jego kosztem. Zaślepiony zemstą nie słyszał cichego głosiku
w głowie, który podpowiadał mu, że ów autor listów nie miał wpływu na dramat
jaki ich dotknął.
- Ooo, tu
jest jaśnie królowa!
Jak tylko zobaczył w drzwiach
Mattiego, podniósł się z podłogi i odwrócił plecami, aby ten nie zauważył jego
szklących oczu. Nie chodziło oto, że wstydził się łez, bo tak nie było, ale
chciał zaoszczędzić sobie docinków i pytań ze strony Fina. – Jakbyś zapomniał,
to dzisiaj drużynówka – powiedział poirytowany.
Olli spojrzał kątem oka na zegarek, jeśli chciał wziąć udział w konkursie,
właśnie powinni zmierzać na skocznie. W tej chwili jednak skoki były ostatnią
rzeczą o jakiej myślał.
- W dupie
mam skoki – mruknął pod nosem.
Poczuł gwałtowne szarpnięcie, kiedy
Matti jednym ruchem przygwoździł go do ściany. Chłopak ciskał w niego
błyskawice, a zaciśnięta szczęka zdradzała furię. Fin aż gotował się w środku,
bo Olli w jego mniemaniu właśnie przekroczył granicę. – Powtórz to! – wycedził przez zęby, ale nie
miał takiego zamiaru. Wyszarpnął się z uścisku swojego reprezentacyjnego kolegi.
- Dobrze
słyszałeś.
Matti
wycelował w niego palcem.
- Już raz
zawiodłeś drużynę, nie pozwolę abyśmy przez ciebie znów stracili szansę.
Olli
roześmiał mu się w twarz.
- O jakiej
ty szansie mówisz, człowieku! Jak zwykle dostaniemy po dupie, bo któryś z nas…-
spojrzał znacząco na bruneta - znów zawali skok. Był to przytyk do ostatniego z
konkursów, gdzie Matti po fenomenalnym skoku, który dawał mu prowadzenie po
pierwszej serii, w drugiej spadł na miejsce w drugiej dziesiątce. Owszem
pierwszy skok był w dużym stopniu fartem, ale nie ulegało też wątpliwości iż
spalił się w drugiej szansie.
-
Przynajmniej byłem wtedy trzeźwy! – wycedził, z satysfakcją obserwując jak blondyn
zrobił się purpurowy ze złości. Niczego nie zmieniał fakt, iż tamten mówił
całkowitą prawdę, a może właśnie ta bolesna prawda tak go zabolała. Wspomnienie
wywołane tymi słowami wciąż było tym, czego nie potrafił sobie wybaczyć. I nie
dziwił się Mattiemu, który najwyraźniej również nie potrafił tego uczynić.
– Wiesz co,
rób sobie co chcesz – machnął dłonią –
Najlepiej idź do swojej laluni, która beczy przed hotelem i razem użalajcie się
nad sobą – wyminął Olliego, w którym od razu zauważył zmianę postawy, jak tylko
wspomniał o dziewczynie.
- Widziałeś
się z nią? Mówiła coś? – rzucił się za nim, by jak najszybciej znaleźć się na
zewnątrz i porozmawiać z Janą, miał tylko nadzieje, że Matti go nie wkręcał i rzeczywiście
była przed budynkiem. Na hotelowy korytarz wyszli wspólnie, od razu zauważając
Haponnena idącego w ich kierunku. Najwyraźniej wysłano go po resztę drużyny, bo
właśnie z takim komunikatem ich przywitał.
- Olli, co
jest? – od razu zauważył nastrój kolegi, ale ten pokręcił głową na znak, że nie
ma najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Zdecydowanie o swoich problemach nie
będzie rozmawiać w obecności Mattiego, który wprost pluł jadem w jego kierunku.
- Powiedz
trenerowi, że nie mamy drużyny – Haponnen był coraz bardziej zdezorientowany. –
Nasz kolega…- ciągnął złośliwie Matti - … postanowił, że od dziś ma w dupie
skoki, bo posprzeczał się ze swoją narzeczoną. O co cię pokłóciliście, nie
odpowiadał ci kolor ślubnych obrusów? – wycedził w kierunku Olliego.
- Zamknij
się do cholery. Nic nie wiesz, więc trzymaj mordę na kłódkę – znów miażdżyli
się wrogimi spojrzeniami. Gdyby wtedy sam się przymknął, z pewnością
zaoszczędziłby sobie wielu kłopotów i kilku siniaków. Niestety nie potrafił
utrzymać języka za zębami i całą swoją złość wyładował na Mattim. – Lepiej
martw się o Ingrid, bo jak znam życie, to przez ciebie się pocięła…
Haponnen nawet nie zauważył, kiedy
pięść Mattiego dosięgła Olliego, ale ten w momencie zatoczył się na ścianę, a
kiedy się odwrócił, z wargi sączyła się jasnoczerwona krew. Najpierw dotknął
dłonią miejsca, gdzie powoli powstawała czerwona plama, a następnie z impetem
ruszył do przodu. Nie pozostał dłużny i wkrótce Hautameki również ocierał skroń
z krwi. Dopiero dwaj Niemcy, zaalarmowani hałasem dobiegającym z korytarza, zdołali ich rozdzielić.
- Chcesz
wiedzieć, dlaczego Ingrid chciała się zabić? – krzyczał Matti, chociaż
przytrzymywany przez znacznie wyższego do siebie Wanka, to wciąż próbował
dosięgnąć Olliego ciosem. – Przez ciebie! – widać było, że Olli absolutnie nic
nie rozumiał z jego słów, ale mimo to ciągnął dalej. - Jakbyś się nie upił w
Sylwestra, to pewnie byś pamiętał co jej zrobiłeś!
~...~
Wreszcie wyszłam z buszu.
Zaległości nadrabiam... powoli, ale cały czas do przodu ;-)