21 grudnia 2012

Rozdział 8






                Na ułamek sekundy, w wielkim lustrze po przeciwnej stronie, pojawiła się znajoma sylwetka. Kątem oka dostrzegła przepocony, szary podkoszulek pamiętający jeszcze nie tak odległe czasy jej nastoletniego życia, a spodnie dresowe w tym samym kolorze dopełniały typowy strój treningowy, w którym prezentowała się najczęściej. Jedynym nowym akcentem były adidasy, kupione poprzedniego poranka i zastępujące stare, znoszone trampki z podartą podeszwą
                Zaciskając zęby z wysiłku, wciąż podnosiła kolejne ciężarki, powtarzając te same ćwiczenia co wczoraj, przedwczoraj i każdego dnia w przeszłości. Z każdym kolejnym była coraz bliżej osiągnięcia sukcesów. Ciężarki? To słowo nijak miało się do tych ogromnych hantli, które dźwigała. To tak, jakby powiedzieć o rekinie, że to najlepszy przyjaciel człowieka. To były porządne kilogramy. Kontrolując oddech, przy najbliższym wydechu wydmuchała powietrze nagromadzone w płucach, odrzucając jednocześnie kosmyki, które znalazły ucieczkę spod czarnej wsuwki spinającej jej grzywkę. Zerknęła na zaciśnięte dłonie, w których spoczywały owe kilogramy. Nie zauważyła krótkich, obgryzionych paznokci bez śladu lakieru, ani otarć na przegubach czy lekko krwawiącej ranki na przedramieniu. Do jej zmysłów docierała tylko jedna, w pełni akceptowalna przez mózg myśl – siła jaką owe dłonie posiadały. Powtórzyła serię ćwiczeń jeszcze dwukrotnie, po czym siadając, zerwała niebieski ręcznik ze stojącego obok przyrządu. W chwili, gdy zasłoniła nim mokrą twarz, podszedł trener.
              Był wysokim i mimo sześćdziesięciu lat wciąż przystojnym mężczyzną. Idealny przykład faceta, o którym podobnie jak o kobietach mawia się, że są jak wino – im starsze tym lepsze. Drobna siatka zmarszczek jaka pokrywała jego łagodną twarz, przybierała na sile tylko wtedy, gdy się uśmiechał, a cienkie niczym len włosy zawsze rozwiewał wiatr. Życie sportowca pozwoliło mu nie tylko zachować formę na starsze lata, ale wcześniej obdarowała kilkoma niezłymi wynikami w dość krótkiej, niestety karierze. Przede wszystkim zaś był człowiekiem o niezwykłym czuciu wewnętrznym, a sport odbierał szóstym zmysłem. To pewnie dlatego tak świetnie sobie w nim radził. Od początku jej przygody z tą właśnie dyscypliną, to on był jej mentorem. Być może dlatego, że kiedy zaczynała był głównym trenerem w najbliższym ośrodku, słynącym z dobrej opinii i wypromowaniu już kilku dobrych zawodniczek. Kiedy była młodsza chciała wierzyć,  że zainteresował się nią z powodu jej talentu. Tłumaczyła sobie, że przecież gdyby była przeciętna, to ktoś taki jak Lauri Aalto – mistrz i dwukrotny wicemistrz świata, dwukrotny triumfator Pucharu Świata i kilkukrotny zwycięzca w poszczególnych odsłonach sezonu, nigdy by się nią nie zainteresował.
Rzeczywistość była jednak zupełnie inna.
Lauriego Aalto pamiętała odkąd skończyła trzy latka, choć dzięki wszystkim naokoło wiedziała, że istniał w jej życiu znacznie wcześniej. Ilekroć patrzyła wstecz, wspominając swoje dzieciństwo zawsze jawił się jako Święty Mikołaj odwiedzający ją co roku. Listy, które pisywała do Mikołaja zapewne do niego trafiały, bo zawsze przynosił te prezenty, o które w nich prosiła. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że kiedy koperta zostawała przy kominku, a ona niczego nie świadoma szła grzecznie spać, mama wykradała list. Tylko raz rodzice nie potrafili spełnić jej życzenia, Silje była wtedy w drugiej klasie, w prostych pełnym błagania słowach prosiła Mikołaja, by zwrócił jej ukochaną babcię, która zmarła pięć miesięcy wcześniej. To właśnie wtedy zdemaskowała Lauriego, kiedy z oczami pełnymi łez tłumaczył się z braku akurat tego prezentu. Pod choinką piętrzyły się podarunki, a ona chciała mieć tylko ten jeden. W następnym roku stwierdziła, że jest już na tyle duża, aby rodzina przestała odgrywać przed nią te coroczne przedstawienia. Tak więc Lauri przestał ubierać czerwony kostium, a donośny głos Mikołaja zniknął na kilka następnych lat, dopóki nie pojawiły się kolejne dzieci, które naiwnie wierzyły w jego istnienie. Z sentymentu nie mógł jedynie rozstać się brodą, która chociaż znacznie mniej okazała niż ta sztuczna, wciąż zdobiła jego twarz. W jakimś stopniu jej samej także przypominała o dawnych czasach.
Święty Mikołaj przestał istnieć.
A zamiast niego, był już zawsze tylko kochany dziadek.
Tak, Lauri Aalto jest jej dziadkiem.
Pewnie dlatego też, został jej szkoleniowcem, choć sama Silje woli wierzyć w wersję z jej talentem. Zanim jednak to się stało, minęło sporo czasu. Myliłby się ten, kto w tej chwili stwierdziłby, że od zawsze chciała uprawiać ten właśnie sport. Wydawać by się mogło, że mając taką „gwiazdę” w rodzinie, będąc wnuczką wielkiego mistrza, trzeba iść tą samą drogą.  Prawda była zupełnie inna, podobnie jak jej ojciec, odrzuciła rodzinną tradycję. Ilekroć ktoś wspominał o takiej przyszłości, możliwości czy wręcz konieczności kontynuacji rodzinnej tradycji, tylekroć Silje z pełnym przekonaniem stwierdzała iż nie zamierza tego robić. I nie zamierzała. Aż do tamtego wieczoru, kiedy poddała się buntowi, jaki w niej dojrzewał i w przypływie złości na rodziców, uciekła z domu. Nie była to jakaś spektakularna ucieczka, bo ukryła się kilka ulic dalej. Oczywiście u Lauriego, który oprócz cierpliwego słuchania, zastosował jeszcze dodatkową terapię. Tamtego wieczoru, a właściwie już nocy przemierzyli całe miasteczko i właśnie wtedy zakochała się w narciarstwie. Kilkugodzinny bieg na nartach, które w niczym nie przypominały tych normalnych, na których śmigała w wolnym czasie, bardzo ją uspokoił i zrelaksował. Mimo iż odczuwała niemal fizyczny ból, wtedy zrozumiała fascynację dziadka. Bo z każdym posunięciem narty jesteś bliżej swojego celu, a wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Czujesz każdy mięsień swojego ciała, ale wiesz że to co osiągasz jest tylko i wyłącznie Twoje, że sama na to zapracowałaś. Od tamtego czasu terapię powtarzała codziennie i ani się obejrzała, a była już pełnowartościową sportsmenką. Miała wtedy szesnaście lat.
Dziś, po tych pięciu latach nie zamieniłaby swojej drogi na żadną inną.
- Zaczyna padać, może zrezygnujemy z treningu?
               Podniosła na niego spojrzenie. Tęczówki o tym samym, intensywnie zielonym kolorze spotkały się w pół drogi i Lauri już wiedział, jaka będzie odpowiedź dziewczyny.
- Myślisz, że śnieg mnie powstrzyma?
               Wiedział, że nie. Nawet w najgorszych warunkach, wciąż będzie próbować. Ma to niewątpliwie po nim, bo on też nigdy nie odpuszczał. Przynajmniej dopóki zdrowie mu na to pozwalało. Uśmiechnął się porozumiewawczo. – Za kwadrans wyruszamy.
               
                 Mimo iż astronomicznie wciąż jeszcze trwała jesień, nikt łącznie z samą Silje nie miał wątpliwości, że tutaj panuje już najsurowsza zima. Treningi w takich warunkach, kiedy pada gęsty śnieg, wiatr z ogromną silą zasypuje cię płatkami, a w każdej części swojego ciała odczuwasz mroźne igły, są najbardziej wartościowe. Przynajmniej jej dają najwięcej, bo pokazują na ile stać jej własne ciało, a kiedy przekracza granicę, po której ciało mówi dość. Podczas tak trudnych warunków, umysł wyłącza się całkowicie, pozwalając działać sile mięśni. Biegi narciarskie nie są dla słabeuszy, przekonała się o tym już na samym początku. Tylko, że Silje Lehtinen nie jest osobą, którą przeciwności blokują, wręcz przeciwnie one jeszcze bardziej motywują do walki. Przynajmniej jeśli chodzi o życie sportowe. Pewnie dlatego to co miało ją przestraszyć, od początku było motywatorem na dalsze lata ciężkiego treningu.
                Podobnie ciężkie w takich warunkach, są same zawody, Wtedy, oprócz samego zmęczenia fizycznego dochodzi jeszcze aspekt presji, z którą co prawda potrafi sobie poradzić, ale zawsze kosztuje ją to sporo wysiłku. Czasem bywają też takie zawody, kiedy presja jej nie opuszcza, a tym samym jest niechcianym pasażerem na jej cienkich nartach, przygwożdżając ją do podłoża niczym najcięższy balast. Sezon trwał już nieco ponad miesiąc, z czego ona startowała od trzech tygodni, zajmując w tej chwili siódme miejsce w klasyfikacji. Najlepsze jeśli porównać wcześniejsze miejsca na tym samym etapie sezonu.
                   Zwłaszcza dzisiaj potrzebowała odpocząć od swojego umysłu, natłoku myśli, które bombardowały ją z każdej strony. Wszystko to spowodowane było każdą, nawet najmniejszą myślą o Ollim. Jego pierwsze nieudane próby odeszły już w niepamięć, ustępując miejsca coraz lepszym wynikom. Każde zawody w jego wykonaniu były lepsze od poprzednich, tak jakby coś się w nim odblokowało. Jakby nagle wszystkie elementy zaczęły z sobą współgrać, kierując Olliego coraz wyżej. Cieszyła się jak dziecko, kiedy wygrał pierwsze zawody, a także później, kiedy mimo braku wygranej odnotowywał dobre wyniki. Oczywiście zadzwoniła z gratulacjami, ale ich rozmowy były coraz krótsze, zupełnie jakby nagle przestali być parą najlepszych przyjaciół. Ostatnim razem widzieli się w ten niefortunny poranek, kiedy zaskoczyła go z Janną. Od tego czasu pozostawały im jedynie telefony, ale i tych było coraz mniej. Być może była egoistką, ale zwłaszcza dzisiaj liczyła na dłuższą rozmowę z nim. Czekała na dwa słowa okraszone wesołym, szczerym uśmiechem i wypominaniem jej wieku. Zamiast tego jej komórka uparcie milczała. Świadoma tego iż ma dzisiaj zawody w Szwajcarii, próbowała go usprawiedliwiać, ale w głębi duszy czuła się rozczarowana. Miała też świadomość, że coś przed nią ukrywał. Zawsze tak robił, kiedy miał coś na sumieniu lub coś go trapiło, najpierw milczał, a dopiero z czasem o wszystkim jej mówił. Teraz jego milczenie miało jakiś głębszy sens. Także wcześniej, podczas kilku krótkich rozmów miała nieodparte wrażenie, że coś przed nią ukrywał. Ta niewiedza była coraz bardziej irytująca, bo naprawdę zaczynała się o niego martwić. Już raz zamknął się przed nią i mało brakowało, a ich przyjaźń nie wystarczyłaby aby nadal utrzymywać ze sobą kontakt, Olli nie należał do osób wylewanych, dlatego też swoje problemy wolał rozwiązywać sam, przynajmniej myślał iż zdoła poradzić sobie z nimi sam. Na całe szczęście w odpowiednim momencie pozwolił sobie pomóc. W tej chwili znów odliczała dni do powrotu. Nie tylko z racji zbliżających się Świąt, ale także, a może przede wszystkim z racji postawy Olliego. Liczyła na to, że wtedy pozna ową tajemnicę Harriego. I choćby musiała ją z niego wydusić, to dowie się co takiego ukrywa. Taki miała przynajmniej plan.
Nie przewidziała tylko jednej rzeczy. Czasem tajemnice innych wychodzą na świat dzienny zupełnie bez ich wiedzy. Relaksując się po ciężkich zawodach w hotelowej kawiarence przy ciastku, które było jej urodzinowym tortem, kątem oka obserwowała ekran telewizora. Ktoś przeskakując po kanałach, zatrzymał się na programie o gwiazdach sportu. Wiadomość o wygranej Olliego podawana była jako pierwsza, opatrzona krótkim reportażem o jego „nawróceniu” i „cudownym powrocie” jak mówili dziennikarze. Silje uśmiechnęła się szeroko, gotowa w tej chwili wyciągnąć komórkę i dzwonić z gratulacjami. Szybko jednak zrezygnowała z tego zamiaru, zastygając z palcami nad klawiaturą obserwowała twarz skoczka. Jej uśmiech zgasł momentalnie, a oczy utkwiła w jednym punkcie. Właśnie poznała tajemnicę Olliego, ale mimo szczęśliwej miny przyjaciela sama nie potrafiła się cieszyć.
- Wszystkiego najlepszego – mruknęła pod nosem, sama sobie składając urodzinowe życzenia.

~….~

Właśnie skonfiskowano mi własnoręcznie zrobiony stroik :(
Do poczytania jeszcze w tym roku, prawdopodobnie.
Pewnie zapomnę Was zawiadomić o tym rozdziale, wybaczcie, idę pracować nad drugim stroikiem i mam nadzieje, że tego mi nikt nie zajuma :D

Najpewniej później nie będzie czasu, więc już dzisiaj życzę Wam wszystkim moi kochani zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Abyście spędzili je w gronie tych, których kochacie.

8 grudnia 2012

Rozdział 7



               Wesołe pogwizdywanie niosło się echem po pokoju hotelowym, opatrzonym cyfrą trzynaście. Nigdy nie należał do osób przesądnych i ta cyfra nie wywoływała w nim żadnych emocji. Co prawda automatycznie wybierał te szczęśliwe liczby, a do tych „pechowych” jakoś nie przywiązywał specjalnej uwagi. Po prostu akceptował ich istnienie i to, że niektórzy przypisywali im właśnie takie cechy. Dla niego była to zwykła liczba. W przeciwieństwie do jego współlokatora, który od przyjazdu próbował zmienić lokalizację swojego łóżka. Na nic to się zdało, bowiem trener nie był skłonny do współpracy, podobnie jak obsługa hotelu. Ponieważ nikt nie traktował przesądów Fina poważnie, Haponnen zmuszony był pozostać na swoim miejscu przez cały weekend.
         W tej chwili torturował Harriego dźwiękami z najnowszej gry, której melodia towarzyszyła im przez ostatnie dni. Co prawda teraz już przyzwyczaił się do tego hałasu, ale początkowo miał ochotę wyrzucić tę grę przez okno. Nawet jeśli musiałby w tym celu wyrzucić również Haponnena, który wydawał się być emocjonalnie z nią związany. Dzisiaj jednak, nic i nikt nie mógł popsuć mu humoru. Tak przynajmniej myślał i jeszcze przez kilka minut żył w tym przeświadczeniu. Właśnie pakował swoje rzeczy, nie przestając się przy tym uśmiechać jak głupi do sera jak stwierdził Janne. Myślami był już w domu i planował wieczór z ukochaną, która zamieszkała z nim na dobre. Delikatnie, na samym wierzchu walizki, spakował prezent dla niej. Radość nie była spowodowana samym powrotem do domu, ale bardziej tym iż wreszcie udał mu się konkurs, nawet oba konkursy. Chociaż wspomniany początek sezonu nie był udany, to teraz mała cząstka nadziei jaki się w nim tliła, wybuchła żywym płomieniem. Kiedyś nieudane próby leczył alkoholem, a każda z nich przybliżała go do własnego końca. Teraz również na tym polu nastąpiły spore zmiany. Już nie pomstował na cały świat za swój nieudany skok, nie obwiniał wszystkich dookoła, ale cierpliwie próbował dalej. Wierzył, podsycany przez trenera, że uda mu się wreszcie odnaleźć złoty środek ku wygranej. Nie raz, na własne oczy widział jak jednym dobrym skokiem, zawodnicy się odblokowywali odnosząc później coraz lepsze wyniki. W przeszłości niejednokrotnie sam tego doświadczał.
I najwyraźniej, szczęście zaczęło uśmiechać się również do niego. Ten weekend był o niebo lepszy od poprzednich bo czwarte i siódme miejsce pozwalały mu znacznie podwyższyć dorobek punktowy, tym samym awansować w klasyfikacji. Dzięki temu wracał do domu spokojniejszy i pewniejszy siebie. Wreszcie czuł komfort psychiczny i z tego cieszył się najbardziej. Drugą rzeczą jaka go cieszyła, był stosunek innych do jego osoby. Przynajmniej niektórzy zmienili do niego nastawienie. Początkowo wycofani zawodnicy raczej nie byli zadowoleni, gdy pojawiał się w ich towarzystwie. Owszem byli na tyle kulturalni, aby dyskretnie go unikać, ale ich dystans był wyczuwalny. I widoczny na niemal każdym kroku, chociaż udawał, że spływa to po nim jak po kaczce, to jednak w głębi duszy bolało. Nikt przecież nie lubi być wyrzutkiem. Miał świadomość, że sam na to zasłużył, swoim zachowaniem uraził wielu ludzi, którzy kiedyś byli mu przychylni. Co do niektórych posunął się nawet do rękoczynów i chociaż ich przeprosił, omijali go szerokim łukiem. Nie miał do nich o to pretensji. Miał jednak wrażenie, że powoli wszystko wracało do normy. Czasy, sprzed jego ekscesów z pewnością nie wrócą, ale było lepiej niż na początku, kiedy wrócił.
- Ziemia do Olliego!
              Poczuł jak coś miękkiego uderza go  plecy. Cieszył się, że dzielił pokój właśnie z nim. Wydawać by się mogło iż Happonen, jako jedyny zostawił przeszłość w tyle. Podniósł poduszkę i już miał odrzucić ją w stronę kolegi, kiedy, zupełnie nie zaprzątając sobie głowy pukaniem i poszanowaniem ich prywatności, wpadł do pokoju Hans. Zaraz za nim z niewyraźną miną wszedł Jarkko, z trudem łapiąc oddech. Przez dłuższą chwilę panowało milczenie, a ciszę wypełniały tylko zmieszane oddechy czterech osób i zdezorientowane spojrzenia rzucane w kierunku dwójki gości.  Sytuacja wydawała się być na tyle poważna, że nawet Haponnen zastygł z palcami nad klawiaturą telefonu. Unosząc zmrużone oczy, uważnie obserwował sylwetkę Hansa Ikunena, bodaj najbardziej upierdliwego członka Fińskiego Związku Skoków Narciarskich. Jego pojawienie się, nie oznaczało niczego dobrego.
Pierwszy przemówił trener, z wyraźną ulgą wskazał na swoich podopiecznych.
- Mówiłem ci, że jest w pokoju!
                 Nie uszło uwadze Olliego, że mówiąc „jest w pokoju” miał na myśli jedną osobę, a spojrzenie jakim go obrzucił wyraźnie wskazywało iż chodziło o niego. Nie bardzo rozumiał czym było podyktowane to nagłe najście, bo z pewnością nie chęcią pogratulowania mu udanego startu. Mimo iż dobre miejsca zajmowane przez niego, poprawiły ogólną klasyfikację Finlandii, to Olli miał świadomość iż Hans daleki jest od tego, aby cieszyć się z tego sukcesu. Nie należał do tego typu ludzi, bardziej spodziewałby się podkopania pod nim dołka niż wybuchu radości.
- Spokojnie – Ikunen uniósł dłoń, uciszając tym samym trenera, który nieco nerwowym wzrokiem obserwował swojego zawodnika. – To tylko połowa sukcesu – dodał z cwaniackim uśmieszkiem. – Czasem to, co złe można dostrzec dopiero po głębszej analizie. Uważnym wzrokiem obserwował Fina, prześwietlał go niemal jakby miał w oczach jakiś skaner. Blondyn miał wrażenie, że ten próbował go nawet obwąchiwać, kiedy nachylił się ku niemu. To irracjonalne, pomyślał, ale wzrok Hansa wcale go nie uspokajał.
Odsunął się nieco do tyłu, przestępując z nogi na nogę.
- Ktoś mi wyjaśni, o co chodzi?! – warknął, ale mina Hansa przywołała dreszcze.
- Kontrola dopingowa.
Nawet nie próbował ukryć satysfakcji, z jaką przyszło mu wypowiedzieć te dwa słowa. Haponnen poruszył się niespokojnie, wymieniając spojrzenia ze swoim kolegą. Nie chodziło o to, że któryś z nich miał coś do ukrycia. Nigdy nie bawili się w jakieś ulepszacze do formy, w tej kwestii ręczyli za siebie i każdego z drużyny. Powodem zdenerwowania Fina był bardziej jego strach przed kłuciem. Na samo słowo kontrola reagował przesadnym zdenerwowaniem.
- Była po zawodach, nic nie wykazała!
                 Olli był coraz bardziej zdenerwowany. Natomiast Ikunen uśmiechnął się chytrze, jakby ta odpowiedź w ogóle go nie zaskoczyła. Widać, dokładnie takiej się spodziewał. Tymczasem milczący dotąd Jarkko próbował włączyć się do rozmowy, ale zdecydowany wzrok mężczyzny nakazał nadal milczeć. W tym momencie nie ulegało wątpliwości, kto jest czyim szefem. Zarówno Haponnen jak i Olli, wyczuwali napiętą atmosferę i spięcie trenera. Dodatkowo Harri miał wrażenie, że to co usłyszy za chwilę, nie będzie dla niego miłe. Drugi z Finów podniósł się z łóżka, stając obok niego, okazał mu pełne wsparcie. Nawet nie domyślał się jak wiele znaczyło to dla Olliego i jak bardzo był mu wtedy wdzięczny za ten gest.
- Widzę, że trener nie zaznajomił cię z nowymi warunkami – obaj spojrzeli na niego. – Nie ładnie trenerze, okłamywać swojego zawodnika – pokręcił głową, głośno cmokając.
Nie rozumiał o jakich warunkach mowa, aż nazbyt dobrze znał regulamin zawodów i wewnętrzne zasady panujące w związku. Wiedział doskonale też o kontrolach, przeprowadzanych po każdych zawodach. Przecież jedna z nich odbiła się szerokim echem w całym sportowym świecie, wywracając jego życie do góry nogami.
            W chwili, gdy z komórki Haponnena rozległ się dźwięk skończonej gry, odezwał się też Hans. Ton głosu był równie złowieszczy, ale z domieszką triumfu.
- Zastrzegliśmy sobie prawo do przeprowadzania kontroli... – uśmiechnął się półgębkiem -  w każdej chwili – dodał z naciskiem, wbijając w Olliego te słowa niczym zatrutą strzałę.
           Elementy układanki złożyły się w jedną całość. Nawet jeśli spodziewał się, że związek może mieć względem niego określone warunki, które będzie zmuszony spełnić, to jednak w życiu nie spodziewałby się właśnie tego. Wbił oskarżycielskie i zdezorientowane jednocześnie spojrzenie w trenera, który odpowiedział mu skruszonym wzrokiem, uciekając momentalnie  w bok. Możliwość kontrolowania jego osoby na każdym niemal kroku, była jak kiepski żart. Nigdy nie lubił być kontrolowany, bo to oznaczało dla niego ingerencję w jego własne zasady. A świadomość, że w każdej chwili ktoś będzie miał świadomość sprawdzenia jego uczciwości, była niczym bolesne uderzenie. Naiwnie wierzył w danie mu szansy, a tymczasem związek tylko czekał na potknięcie z jego strony. Nie doczekali się ekscesów z jego udziałem, więc postanowili mu dokopać teraz, gdy wreszcie odzyskiwał formę i szanse na zwycięstwa. A oni, zamiast mu gratulować i wspierać, podcinają mu skrzydła.
             Zacisnął mocno szczęki i jednocześnie schowane w kieszeni dłonie, by przypadkiem jednym celnym uderzeniem nie zmazać uśmieszku z twarzy Ikunena. Dopiero teraz dostrzegł w dłoni mężczyzny mały, plastikowy kubek. Czuł się poniżony, ale wzrok trenera mówił mu, że nie powinien dyskutować. Nie czas na to. Zrozumiał, że jest jeden tylko sposób, aby raz na zawsze zaznaczyć swoją uczciwość i zmazać dawne grzechy. Gwałtownie szarpnął kubek z jego dłoni i skierował się do łazienki.
Hans ruszył za nim.
- Chcesz popatrzeć?
             Prowokacyjny ton Olliego idealnie współgrał z miną chłopaka. W tej chwili to on był górą. Zdołał dostrzec jak Happonen i trener próbują ukryć chichot. Ale najbardziej ucieszył go widok purpurowej twarzy, przed którą z trzaskiem zamknął drzwi.


             Miał świadomość, że wizyta Hansa miała na celu skłócenie go z trenerem. Co prawda nie od razu doszedł do tych wniosków, ignorując próby tłumaczenia się Jarkko, który najwyraźniej zrozumiał iż Olli musi przejść przez fazę złości. Dopiero, gdy samolot wzbił się w powietrze, przystąpił do poważnej rozmowy. Po niej był już pewnym co do celu, jaki kierował Ikunenem. Trener po raz pierwszy, szczerze opowiedział mu o warunkach związku. O tym, że wcale nie są tak mu przychylni jakby się wydawało, a główny prym w tym wszystkim wiedzie Hans. Powiedział mu nawet o dziwnych układach, jakie mu proponowano w zamian za niedopuszczenie Olliego do kadry. Najpierw był zaskoczony, a to uczucie tak go zdominowało, że nie mógł nawet odczuwać złości. Pojawiła się dopiero, gdy minęło pierwsze zaskoczenie, ale nawet wtedy nie sądził, że tak łatwo uda mu się ją poskromić. Był wdzięczny trenerowi za walkę, którą toczył w jego imieniu. Nie sądził iż ten będzie ryzykował dla niego własną posadę, to było spore poświęcenie. Ale jednocześnie też spora odwaga i teraz już wiedział, że nie może się poddać. Pokaże im, a zwłaszcza temu wypierdkowi Ikunenowi, co potrafi.
- Jak często mogę się spodziewać tych kontroli?
              Właśnie wyszli przed gmach lotniska. Olli rozejrzał się wokół, w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale niestety w ludzkim tłoku nie ujrzał nikogo takiego.
- Nie wiem, ale znając Hansa nie odpuści tak łatwo.
           Obaj mieli świadomość, że jeśli chce się znaleźć na kogoś jakiś haczyk, to będzie próbowało się do skutku. Ikunen należał właśnie do takich upartych ludzi.
- Może mu się znudzi. Albo zarząd uzna, że to strata czasu.
- Prawdę mówiąc, to pewnie są zadowoleni, że nie zawraca im dupy przez cały czas.
Mimo powagi, roześmiali się jednym głosem. Obaj znali stosunek pozostałych do Hansa.
- Twój szofer – trener skinął głową za plecy Olliego. – Do zobaczenia – uścisnęli sobie dłonie, akurat gdy podeszła do nich Janna, z którą trener wymienił szczere uśmiechy. – Nie przejmuj się tym – dodał na odchodne.
- Czym masz się nie przejmować? – spytała podejrzliwie Janna, obserwując przez moment sylwetkę Jarkko.    
               Chłopak jak zawsze zbył temat wzruszeniem ramion. Nie chciał martwić jej swoimi problemami, z tego samego powodu zataił też pierwszy anonim, który dostał jakiś czas temu. Co prawda miał na końcu języka pytanie czy podczas jego nieobecności to się powtórzyło, ale wolał utrzymać to w tajemnicy. Przynajmniej na razie. Miał nadzieje, że tamten anonim był jednorazowym wybrykiem jakiegoś zawiedzionego kibica lub po prostu zwykłą pomyłką.
- Widzę, że zamówiłaś lepszą pogodę na mój przyjazd – zażartował zmieniając temat. Faktem było, że przez ostatnie dni śnieg niemal paraliżował Finlandię, a dzisiaj pogoda zdecydowanie się poprawiła.
- Hmm, ale jednego nie udało się zmienić.
            Zanim zapytał co miała na myśli, poczuł jej lodowate dłonie pod kurtką i bluzą, które oplotły go w pasie. Krzyknął sparaliżowany tym dotykiem, ale krzyk momentalnie zmienił się w niemal paniczny śmiech, na który ona nie odpowiedziała.
Nie zauważył tego, bowiem przyciągnął ją do siebie zamykając usta pocałunkiem. Pragnął wyrazić w nim całą tęsknotę i jednocześnie radość z powrotu. Pocałunek miał w sobie coś z delikatności i czułości, ale równocześnie siłę jaka w nim drzemała. Zaledwie muśnięcie ustami, ale mimo to poczuła jak zapiera jej dech. Czuła ten ogrom miłości jakim ją obdarzał, ale nie potrafiła odpowiedzieć tym samym. Przynajmniej nie w tamtym momencie, bo wypełniało ją wtedy jedynie uczucie niepewności z domieszką strachu. I mimo iż pocałunek oddała, to jednak poczuł coś dziwnego w jej zachowaniu.
Dopiero, kiedy odsunęli się od siebie, ujrzał jej oczy.
Zlęknione i niepewne. 
~...~