19 października 2012

Rozdział 2




                       W sobotę z samego rana, ściskając w dłoni czarną sportową torbę, od kwadransa krążył wokół ogrodzenia, tłumiąc co jakiś czas skutki niewyspania. Noc nie należała do najlepszych, oczekiwania co do dzisiejszego dnia były tak silne, że jeszcze grubo po północy nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, liczył przysłowiowe barany, kilkakrotnie wyglądał przez okno na świat pogrążony we śnie, w którym on cierpiał na bezsenność. Kiedy wreszcie udało mu się zasnąć, miał wrażenie, że było to tuż przed sygnałem budzika, który nastawił na ósmą. Miał ochotę roztrzaskać go w drobny mak, ale przecież ta martwa rzecz nie była powodem jego zdenerwowania. Postanowił więc, w przypływie wspaniałomyślności ocalić bezduszny przedmiot.
                     Chociaż trening wyznaczono na godzinę jedenastą, to Olli był na miejscu już półtorej godziny wcześniej. Najpierw sam przed sobą tłumaczył się, że to z obawy o korki, ale w sobotę nigdy nie było aż takiego natężenia ruchu, aby na piętnastokilometrową drogę potrzebował tyle czasu. Później ubzdurał sobie, że jego stary samochód może odmówić posłuszeństwa, chociaż po ubiegłotygodniowym przeglądzie sprawował się lepiej niż kiedykolwiek. Wobec tego pozostała mu ostatnia wymówka, pomylił godziny i chociaż zapisany wielkimi literami tekst z dzisiejszą datą i godziną widniał na widocznym miejscu w jego pokoju, lodówce i jeszcze w kilku innych miejscach, nadal obstawiał przy swoim. Wszystko to z podenerwowania dzisiejszym dniem. Nawet poranny telefon z życzeniami powodzenia od Si, nie uspokoił jego skołatanych nerwów. Czuł się jak pierwszoklasista, oczekujący na pierwszy dzwonek w nowej szkole. Nawet gorzej, jak nowy uczeń, który dołącza do klasy w samym środku roku szkolnego, kiedy wszyscy się już ze wszystkimi znają, a nowy pozostanie nowym, zawsze na uboczu. Co prawda, nigdy nie był nowym w szkole, bo od urodzenia mieszkał w pięknym mieście Lahti, chodził do jednej i tej samej szkoły, ale gdyby musiał zmieniać szkołę, pewnie tak właśnie by się czuł.
                      Mimo iż znał większość ludzi, z którymi miał się dziś spotkać bo łączyła ich wspólna przeszłość, to jednak  obawiał się tego jak zostanie przez nich przyjęty. Nawet nie to czy dobrze wypadnie, czuł się silny na tyle, aby dziś wykorzystać ten trening jak najlepiej dla siebie. Większy problem stanowili jego dawni koledzy z kadry, z większością nie utrzymywał kontaktów odkąd w lutym zeszłego roku, w burzliwej atmosferze odszedł z kadry. Krótkie rozmowy, do których dochodziło w głównej mierze przez przypadek, nie stwarzały nawet namiastki przyjacielskich stosunków, jakie kiedyś ich łączyły. Zresztą żaden z dawnych towarzyszy specjalnie nie kwapił się do naprawienia ich wzajemnych relacji, a bądźmy szczerzy, Olli także nie zrobił ku temu żadnego kroku.
                   Dzisiejszy, wspólny trening, po których oficjalnie ma być ogłoszona kadra na zbliżający się sezon, był pierwszym od niepamiętnych czasów. Co prawda, na skoczni, która górowała nad nim, tworząc z niego marną milimetrową postać, trenował niemal codziennie przez ostatnie trzy tygodnie. A więc to stanowiło w pewien sposób przewagę, ale dzisiaj przyjdzie mu bezpośrednio rywalizować z pozostałymi. Musiał dać trenerowi powód, aby otrzymać szansę, której oczekiwał, której tak bardzo w tej chwili potrzebował. Miał świadomość, że inni znajdowali się w lepszej sytuacji niż on, zresztą po tym co zrobił, każdy, nawet żółtodziób byłby pewniakiem do składu.
                    Jakaś cząstka jego samego miała ochotę zawrócić i jak najszybciej uciec z tego miejsca. Schować się we własnym pokoju, odwiesić narty na przysłowiowy kołek i zająć się w życiu czymś bardziej przyziemnym. Nie on pierwszy kończyłby karierę zanim ta na dobre się rozpoczęła, nie on jedyny musiałby uznać wyższość decyzji innych nad własnymi ambicjami. Ale chyba tylko On, musiałby żyć ze świadomością bycia Narodową Czarną Owcą. W tej chwili był tchórzem, jak nigdy przedtem. Za każdym razem, kiedy spoglądał na skocznie, wewnętrzny głos zamieniał się w tchórzliwy głosik, szyderczym tonem mówiąc, że to wciąż nie jego miejsce. Zanim jednak głos tchórza namawiającego go do ucieczki zwyciężył, na całe szczęście ktoś przerwał jego wewnętrzną walkę.
- Wchodzisz, czy zatrudnili cię jako dozorcę?
             Głos dobiegający zza pleców, wydaje się znajomy. Kiedy się odwraca napotyka rozweseloną twarz Happonena, która idealnie dopełnia jego wesoły ton głosu. Odwzajemnia pierwszy przyjazny gest ze strony chłopaka, ściskając męską dłoń. Ciesząc się w duchu z takiego przywitania z jego strony, ma nadzieje, że nie będzie tak źle, jak przeczuwał jeszcze kilka minut temu. Co prawda były to złudne nadzieje, ale pod koniec dnia  i tak,  będzie to bardzo miłe wspomnienie. Jeśli nie najmilsze.
- Wracasz? – skinął w kierunku torby, którą Olli przewiesił przez ramię.
- Chyba tak.
                Mimo usilnych starań, nie zabrzmiało to zbyt pewnie. Wciąż nie miał pewności, podobnie jak reszta zawodników, że będzie mógł być w kadrze. Oni, w przeciwieństwie do niego, mieli ku temu znacznie większe szanse. Wciąż ta nadszarpnięta wiara we własne siły.
- Fajnie.
              Zabrzmiało szczerze, naprawdę Janne cieszył się z jego powrotu. Jego uśmiechnięta mina, przypomniała mu dlaczego lubił tego chłopaka. Przede wszystkim za szczerość, bo Haponnen zawsze mówił to co naprawdę myślał i nigdy nie owijał w bawełnę, bez względu na to jak przykra byłaby prawda. Był jeszcze drugi powód sympatii do niego. Przy nim nikt, nigdy się nie nudził, i niech nikogo nie zmyli ten smutny, nieco refleksyjny wyraz twarzy. Janne Haponnen, należał do osób, które uważane były za dusze towarzystwa. W czasach dawnej rywalizacji sportowej, to właśnie on był tym, który jednym słowem potrafił rozładować napiętą atmosferę i jednocześnie zgnoić za zupełną błahostkę. O tym drugim, Olli  przekonał się jeszcze tego samego dnia.
                Na razie jednak czuł, jak za sprawą tego jednego słowa, całe napięcie powoli znikało. Dobrze jest, mieć jeszcze jedną osobę, poza trenerem, dla której nie będzie tutaj intruzem czy niepożądanym obserwatorem, na którego wszyscy będą krzywo patrzeć i tylko czekać na jego potknięcie. Z jedną dłonią, wciśniętą w kieszeń, a drugą w żelaznym uścisku torby, czekał aż Haponnen, a nie on, pierwszy wkroczy na teren skoczni, zupełnie jakby on nie miał do tego prawa.  Uczucie lęku przed tym co i kogo spotka za tą bramą, odbierało mu całą radość z powrotu.
- Wreszcie, ktoś doceni moje poczucie humoru… - Janne nie tracił dobrego samopoczucia.  
- Pod warunkiem, że sam nie stanie się twoją ofiarą.
               Olli zerknął zza ramię, ale nie znał chłopaka, do którego należał głos. Przynajmniej nie osobiście, bo przez cały czas swojej absencji, interesował się kadrą, wiedział kto i jakie odnotowuje wyniki. Nie sposób było nie zauważyć spojrzenia nowego, gdy Janne ich sobie przedstawiał. Pod zdaniem „wiele o tobie słyszałem” kryło się dużo dwuznaczności i Olli naprawdę nie potrafił rozgryźć intencji chłopaka, gdy je wypowiadał.
- Wchodzicie, czy boicie się ze mną przegrać.
           Sarkastyczny ton głosu kontrastował z poważnym wyrazem twarzy, typowym dla większości Finów. Wyzwanie zostało rzucone, ale to krótkie zdanie sprawiło, że Olli poczuł się jak pełnoprawny zawodnik, a serce szybciej zaczęło pompować krew.
                   Jeśli jednak miał jakikolwiek cień nadziei na to, że reszta przywita go z otwartymi ramionami, to szybko zszedł na ziemię. Na całe szczęście dla niego, taką nadzieje porzucił już dawno, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie tak łatwo i przyjemnie. Pewnie dzięki temu, rozczarowanie zachowaniem pozostałych, było tylko troszkę mniej bolesne. Ukłucie w sercu odczuł jednak kilkakrotnie, zwłaszcza gdy jego niegdyś najlepszy kumpel traktował go jak zło konieczne, albo jak powietrze ignorując w kilku ważnych kwestiach. Z nich wszystkich, to właśnie on utrudniał mu najbardziej ten powrót i pewnie gdyby to od niego zależało, to już dawno wysłałby Olliego na bezludną wyspę, albo jeszcze dalej. Wszystko po to, aby nie musieć go już więcej oglądać. Wobec tej jawnej ignorancji, nawet trener pozostawał bezsilny. Najwyraźniej nie wszyscy pogrzebali przeszłość.
                 Nie licząc zatem kilku incydentów, trening przebiegł dość dobrze. Co prawda, nie wypełnił narzuconego przez samego siebie minimum i nie był najlepszy. Jednak pozycja w pierwszej trójce napawała go optymizmem i pozwalała z nadzieją patrzeć w przyszłość. W oczach Jarkko widział podobne wnioski, ale nie wiedział jak wiele ogranicza trenera.


                  Podczas gdy grupka skoczków, zebrana przed budynkiem, właśnie kończyła trening, powoli rozjeżdżając się do domów,  kilka pięter wyżej, w gabinecie trenera toczyła się zaciekła dyskusja, o której przebiegu, nikt miał się nie dowiedzieć. Starszy, lekko łysawy mężczyzna, rozcierał pulsującą dłoń, która sekundę wcześniej, z głuchym odgłosem uderzyła w blat biurka. Za masywnym meblem, z wyraźnie zadowoloną miną, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i hierarchii jaka dzieliła obu mężczyzn, siedział trener. Oboje mierzyli się wzrokiem, ale to stalowo szare źrenice trenera wygrywały z zielonym spojrzeniem drugiego z mężczyzn.
- To nie możliwe! Nie on!!!
Trener spodziewał się takiej reakcji.
- W takim razie, możesz szukać kogoś na moje miejsce.

- Żartujesz sobie? – bynajmniej, trenerowi nie było do śmiechu, ale konsekwentnie obstawał przy swoim. Wytrzymał harde spojrzenie towarzysza, którym ten cały czas go bombardował. – Naprawdę, chcesz ryzykować swoją posadę, dla kogoś takiego jak ten chłopak?!
Nie zastanawiał się ani chwili, kiwając głową powtórzył na głos swoje myśli.
- Tak. Jeśli nie zgadzasz się z moimi decyzjami…
               Zawiesił głos, dając mu sekundę, może dwie, na przeanalizowanie jego decyzji. Wiedział, że jest w lepszej sytuacji. Lata trenerskiego kunsztu, nauczyły go nie tylko umiejętności prowadzenia zawodników, ale także radzenia sobie z upierdliwymi członkami zarządu. A w tej chwili, zarząd nie miał już czasu, ani pewnie odpowiednich środków, na szukanie jego następcy. Poza tym, przez ten czas wypracował sobie coś jeszcze, znacznie ważniejszego. Szacunek zawodników i zapewne jego odejście w dużej mierze wpłynęło by na formę zawodników. To właśnie była jego karta przetargowa, atut, którego chciał użyć w ostateczności, ale tak naprawdę nie potrzebował mieszać w to pozostałych zawodników. Mimo iż wcześniej nie wspominał o tym asie, to jednak Sven wydawał się znać jego myśli. Wiedział na jak wiele może sobie pozwolić z Jarkko.
Mężczyzna westchnął, gorzko przełykając swoją porażkę.
- Obyś tego nie żałował.
Trener miał w tej chwili podobną nadzieję.

~……..~

8 komentarzy:

  1. Harri Olli posłusznie poszedł na treing, no tego jeszcze nie było chciałoby się powiedzieć :D.
    Pamiętam, jak kiedyś jeden z komentatorów mówił, że nawet zdarzało się tak, że własny ojciec nie mógł do zachęcić do trenowania, a tutaj chłopak sam poszedł po rozum do głowy, jestem z niego dumna :D.
    Swoja drogą nie chciałabym być na miejscu jego trenera, facet naprawdę wiele ryzykuję dopuszczając go ponownie do kadry i konkursów, czy ta decyzja mu się opłaci zapewne czas szybko to zweryfikuję.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no. Skoczek musiał się bardzo zmienić pod wpływem wydarzeń w jego życiu. Trochę nie mogłam sobie wyobrazić tego stresu Olliego, ale różnie to w życiu bywa;) Na pewno łatwo mu nie było przyjść na ten trening ze względu na innych zawodników, którzy nie bardzo chcą znów z nim współpracować. Ale na szczęście zawsze znajdą się tacy ludzie, którzy jednak staną po naszej stronie, mimo tego co było kiedyś. Myślę, że wszyscy potrzebują odrobiny czasu by wszystko sobie poukładać, zrozumieć co się dzieję. I przyjąć do wiadomości, że Olli znów wraca. Jako zupełnie inny człowiek. Może wtedy znów skoczek zyska sympatię reszty teamu. Ale do tego jeszcze bardzo długa droga.
    Taki trener, to skarb. Myślę, że za to poświęcenie w stosunku do Olliego trener dostanie kiedyś wynagrodzenie. Trzeba dawać ludziom 2 szansę, bo przecież na chyba wszyscy na nią zasługują, mimo wszystko.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić Olliego zestresowanego. Chyba za bardzo przyzwyczaił nas do bardzo lajtowego traktowania swojego życia, żebym teraz była skłonna uwierzyć, że istnieje na świecie coś takiego, co skutecznie byłoby w stanie go zestresować;D Chociaż przypuszczam, że powrót na skocznię po dość długim okresie nieobecności na pewno wiąże się z ogromnymi emocjami, niekoniecznie tylko pozytywnymi.
    Zwłaszcza, że najwyraźniej jest ktoś, kto tego powrotu bardzo nie chce.
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ollego chyba troszeczkę, tak tyci tyci, ruszyły wyrzuty sumienia i chyba naprawdę musiał chceć zostać na treningu. Ale to dobrze, niech chłopak ładnie nam trenuje, by potem pokazać się od jak najlepszej strony w zawodach.
    Zaintrygowała mnie ta końcówka opowiadania. Więc się tylko grzecznie zapytam: o co tu do diaska chodzi? oO
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie dotarłam. Niema to jak wolne poniedziałki. Co prawda, podejrzewam, że powinnam w tym momencie raczej uczyć się cyrylicy niż nadrabiać zaległości w internetowym świecie, ale cóż... wybrałam to, co przyjemniejsze i nie żałuję. Ostatnio cały czas komentuję kilka odcinków naraz i w zasadzie nawet to polubiłam, więc tutaj też jak najbardziej odpowiada mi to, że mam ogląd na trzy rozdziały. Już w prologu mi się spodobało, bo w końcu nie mamy do czynienia z wyidealizowanym bohaterem w stylu cukierkowatego, przystojnego, kochanego, uroczego i w ogóle ociekającego wspaniałością skoczka. W końcu jest ktoś normalny, facet z krwi i kości, który ma swoje problemy, swoje słabości, który z pewnością nie jest postacią jednowymiarową, w który więcej szarości niż bieli i czerni. A, co chyba oczywiste, właśnie takie postacie uwielbiam. Czuję, że Olli przypadnie mi tutaj do gustu, nawet jeśli się zmienił i przestał już tak bardzo rozrabiać, o czym świadczą kolejne rozdziały. Nie można tak po prostu odciąć się od tego, co było, od tego KIM się było i z dnia na dzień, tudzież z roku na rok stać się zupełnie inną osobą, dlatego czuję, że Olliś jeszcze pokaże pazurki i nie okaże się zupełnie ugłaskanym i obłaskawionym zwierzątkiem :D W ogóle to trochę mnie w pierwszym momencie zawiódł wybór bohatera. Bo w prologu opisałaś go jako zwykłego drania, wykorzystującego kolejne dziewczyny i liczyłam na to, że okaże się, że to ktoś o powszechnej opinii idealnego chłopca. A Ty wyciągasz chłopaka ze zszarganą reputacją, do którego ten opis jak najbardziej pasuje. Liczyłam na jakieś zaskoczenie, a tymczasem Olli odnośnie prologu był wyborem co najmniej oczywistym. Miałam nadzieję, że zszargasz nam tu opinię o którymś z perfekcyjnych skocznych chłopców. No ale tak się nie stało, więc muszę cieszyć się z tego, co mam. Olliśka lubię i zawsze lubiłam, więc jak najbardziej cieszę się z niego, jako bohatera, choć nie zaprzeczam, że liczyłam na kogoś nieco innego. Zaciekawiła mnie też dziewczyna z prologu, przede wszystkim z drugiej jego części, bo tam już widać silną, zdeterminowaną kobietę, a nie naiwną podlotkę, jaką była dwa lata wcześniej. Ciekawa jestem jak wypadnie jej zemsta. I czy w ogóle do niej dojdzie? Przemiana Harriego w przykładnego skoczka, walczącego o swoje marzenia jakoś nie do końca mi podpasowała, ale może w następnych rozdziałach i do tego się przekonam. Skoro dostał szansę na skakanie w kadrze, to może dostanie taką również w mojej wyobraźni :D
    Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Czekam na więcej, bo trudno cokolwiek powiedzieć o opowiadaniu po przeczytaniu zaledwie trzech rozdziałów. Także szersze wnioski przedstawię po kolejnych :) Ze strony technicznej, ciągle trochę szalejesz z przecinkami, ale uznałam, że dzisiaj nie będę się czepiać (choć humor mam jak najbardziej czepialski, bo charczę i kapie mi z nosa i najchętniej zakopałabym się pod kołdrę i odleciała na cały dzień :D). Nie do końca ogarniam blogspota, ale mam nadzieję, że komentarz się potulnie doda. Trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam że czytam dopiero teraz! Bardzo bardzo bardzo przepraszam! Włączyłam sobie rozdział w ten sam dzień co go opublikowałaś, ale przez szkołę musiałam to odłożyć, a potem zapomniałam, jednak w końcu przeczytałam.
    Fajnie, że Harri został przyjęty. Dziwnie bo dziwnie, ale będzie członkiem kadry. Zastanawia mnie, kto tak bardzo mu dokuczał? Kto był jego najlepszym kumplem? No a druga myśl, to kim jest Si. Doszłam do wniosków, że musi być to jego dziewczyna ;d Jak ty to chcesz połączyć z tą dziewczyną z początku to ja nie wiem. Jeszcze raz przepraszam, że dopiero teraz, całuję i czekam na następny odcinek ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi, znam to uczucie zapominalstwa, niestety :-(
      Na wszystkie pytania postaram się odpowiedzieć, albo sama się ich domyślisz w miarę jak akcja będzie się rozwijała. Chyba jako jedyna zwróciłaś uwagę na osobę Si. Odważna jest Twoja teoria, mogę obiecać jedynie, że w następnym rozdziale ujawnię kim jest Si. I jeśli dobrze pójdzie, następny rozdział jutro.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  7. Na pewno najtrudniej jest wracać, a szczególnie w miejsca, które doskonale się znało, do ludzi, z którymi miało się dobre relacje. Nie da się ukryć, że Harri po części sam siebie może winić za to, że sprawy nabrały takiego a nie innego obrotu. Robi krok do przodu i próbuje się poprawić. W życiu nie ma kompromisów, nie w sporcie, nie w TAKIM sporcie i nie z takim charakterem jaki ma Harri. Że jest nieugięty, że nie da się go złamać w żaden sposób - każdy wiedział od dawna, ale podejrzewam, że nikt nie sądził, że Olli może się sam zniszczyć od środka. Może tym właśnie niesamowitym charakterem, może ambicją, a może po prostu wszystkim co tłumił w sobie od wielu lat, chociaż sprawy wyglądały na błahe?
    Pozdrawiam :>
    morning-fool.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń